Lisa Gutowska

Dama się nie certoli 32

Cała prawda
Wiele lat temu wyszedł w „Książce i Wiedzy” mój tomik felietonów o tej damie, co się nie certoliła, potem jego drugie wydanie oraz ‘Sekretarka z klasą’ i ‘Kobieta z klasą’. Wszystkie o tym jak trzeba się zachowywać w różnych sytuacjach. Napisałam na ten temat dziesiątki artykułów i doradzałam w telewizjach śniadaniowych. A ciągle natykam się na sytuacje, które mnie dziwią, drażnią, złoszczą. Dobrze wiem, że nie wszyscy ludzie, którzy mają za nic innych i zachowują się delikatnie mówić – niewłaściwie, nie znają zasad savoir vivre. Ale i oni, jeśli rozpoznają się w podsuniętym lusterku, może zachcą zmienić swój sposób działania.
Inni być może nigdy nie zastanowili się nad tym co czynią. Daję im szansę.

Lisa Gutowska

Jest takie powiedzenie – jak nie wiesz co powiedzieć, to na wszelki wypadek – powiedz prawdę. Mówienie prawdy ma sporo zalet, choć ma i wady.

Zacznę od jasnej strony. Prawda nie wymaga przeciążania pamięci. A z upływem lat, zwłaszcza niećwiczona pamięć, może zawodzić. Jeśli nie dopisuje wszystkim zainteresowanym – pół biedy. Można bezkarnie opowiadać w swoim towarzystwie, że było się królową balu maturalnego, odrzuciło pierścionek zaręczynowy z taaakim brylantem od Mieczysława Foga, Zbigniewa Wodeckiego, czy Krzysztofa  Krawczyka – zależnie od przynależności pokoleniowej. Nie czepiam się historyjek, które mają wyłącznie walor towarzyskiej zabawy. Słabsze lub mocniejsze podkolorowanie opowiadanej historyjki nikomu nie robi krzywdy, nie stoi w jaskrawej sprzeczności z tzw. prawdą historyczną. Ot, dodajemy sobie blasku w oczach bliźnich, choć głównie w swoich własnych. Miałabym za złe raczej wyrywającej się w takiej sytuacji wielbicielki, lub wielbiciela twardych faktów, który udowadnia, że on na tym balu maturalnym był i w ogóle nie wybierano królowej. – A Krawczyka, moja droga, to ty znałaś tylko z telewizji. – Po co ludzie to robią, nie wiem, bo zabawa jest całkiem niewinna. Jak ktoś musi dać świadectwo, to już lepiej w cztery oczy, żartobliwa przymówką.

Nie zawsze jednak chodzi o zabawne przechwalanie. Być królową turnusu wczasowego to nie to samo, co mieć doktorat, którego się nie ma. Występować w szkolnym teatrzyku, nie to samo, co na scenie narodowej. Umiar i wyczucie są niezbędne. Świadome wprowadzanie otocznia w błąd w sprawie swojego stanu cywilnego, wykształcenia, bohaterskich czynów, wybitnych osiągnięć, w wielu wypadkach równie znacznie ma stan zamożności – to oszustwo.

Ludzie uwielbiają opowiadać swoje życiorysy. Cenię tych, którzy robią to zgrabnie, zabawnie. Niestety, nie wszyscy. Bardzo wiele osób uprawia tak zwane ciąguty. Mówią, mówią, mówią bez ładu i składu. – A wtedy sąsiadka Zosia, powiedziała – no, no, chyba nie będzie pogody. – Jak to się ma do całości opowieści, nie dojdziesz. Ale nie o kompozycję w konwersacji mi teraz chodzi. Tylko o mówienie nieprawdy. Ponieważ raz opowiedziana historia, to dla wielu ludzi wcale nie opowiedziana, słyszę ją po raz drugi i trzeci. Więcej razy nie pozwalam sobie opowiadać. I cóż ja - osoba świadomie od lat ćwicząca swoją pamięć słyszy?– Raz opowiadacz urodził się w Grodnie, raz w Paryżu, a raz w Ostróżce Małej. On nie wie, że ja pamiętam. Dlaczego zmienia wersję, nie wiem. Wstydzę się za niego i nie wytykam mu nieścisłości. A taka różnica zasadniczych faktów, to już nie delikatne cieniowanie, oświetlenie, interpretacja. Opowiadacz ewidentnie zmyśla. Na dodatek sam nie pamięta co. Nie zależy ci na ścisłym trzymaniu się prawdy? To chociaż ustal sam ze sobą jedną wersję i jej się trzymaj, bo po prostu wstyd.

A już całkiem wkurzają mnie osoby, które sierioznie zastrzegają, że one zawsze mówią prawdę. Albo, że mnie nigdy by nie okłamały i lecą coraz to innym tekstem. A czasem to ma znacznie nie tylko towarzyskiej pogaduchy. I wtedy jest mi przykro. Nie, nie mówię nic, choć może powinnam. Ale moje zaufanie już odleciało, jak te jesienne kormorany. Wystarczy raz natknąć się na jakąś istotną nieścisłość – tak to nazwijmy, żeby potem nie wierzyć w inne dane.

Tu mówię o sytuacjach, gdy ktoś korzystnie podmalowuje swój obraz, drobnym, choć czasem nie tak drobnym, kłamstewkiem dodaje sobie tego i owego, czasem się wybiela. Ale mówi o sobie. Gorzej jest, gdy zabiera się za bliźnich. Nie chcę nawet wspominać o ponurych, świadomych tego co robią, oczerniaczach. Kłamią, żeby innym zaszkodzić. Z tym powinno się iść do sądu. Ale są też tacy, co to dziurki nie zrobią, a krew wypiją. Niby nic nie mówią, tylko dają do zrozumienia, że coś wiedzą, ale nie powiedzą, a to jest takie czy inne i na pewno źle świadczy o tej pani, czy tamtym panu. Puszczają ploteczki, które rozrastają się w tajfun. Potem już nie wiadomo, czy on ukradł, czy jemu ukradli. Jest to podłe i obrzydliwe. Nie dajmy się wciągać. Ploty – ach, tak, ale nie robiące nikomu krzywdy. Nie - powtarzanie wrednych niesprawdzonych pogłosek.

Znakomicie ćwiczy się pomówienia na celebrytach. Są daleko, co im szkodzi, że opowiadamy jak się nakradli, albo źle prowadzą? Ale potem bardzo łatwo się ześliznąć do takich samych opowieści o sąsiadce, żonie kierownika, samym kierowniku, albo innym krewnym i znajomym królika. Ostrożnie.

Specjalnym działem mijania się prawdą są zaloty. Wiadomo, że na randkę idziemy inaczej ubrane, inaczej umalowane niż na co dzień. I czasem chcąc się przedstawić w najlepszym świetle przebieramy inną osobowość. Czyli mówimy o sobie nieprawdę. Sama uważam, że lepiej skupić się na wyglądzie. Po pierwsze – mężczyzna przede wszystkim widzi, dopiero potem słyszy. Po drugie, bierze na serio to co mu mówimy. Jeśli opowiadamy, że do poduszki czytamy historię Summeru, to zechce z nami o tym porozmawiać. Może nie od razu, ale w wolnej chwili. I co? Zapiszemy się na kurs Uniwersytety Trzeciego Wieku, żeby się nie wydało, bo tak naprawdę obchodzi nas smażenie konfitur i oglądanie seriali. Facet poczuje się oszukany, nawet, jeśli mu na tych Summerach specjalnie nie zależy.

A konfitury każdy lubi. Na dodatek mężczyźni są tak skonstruowani, że lubią być mądrzejsi i z pobłażaniem patrzą na damskie braki intelektualne. Ale nabierani być nie lubią. Lepiej nie opowiadać o znajomości języków obcych, jeśli sprowadza się do kilku zwrotów zapamiętanych z wakacji. Nie popisywać się szlifami wytrawnego globtrotera po pielgrzymce do Rzymu. Zachować proporcje. Podaję tu damskie przykłady przekraczania granic prawdy. Ale panowie też tak robią. Szczególnie lubią historie bojowe – z podziemia, niezłomność poglądów, oni w roli głównej. Albo chwalą się dość idiotycznie brawurą na drodze, w sportach. Niektórzy lubią też opowiadać o swoim powodzeniem u pań. Im bardziej taki gawędziarz mniej przypomina Apolla, tym zabawniejsze wydają się jego historie. Na szczęście damy mają litość.

Nie wspominam o kłamstwach szlachetnych, bo są też takie. Nie zawsze można powiedzieć prawdę. I kto się wyrywa w takiej sytuacji, nie jest szczery, tylko niemądry, czasem okrutny.

Nie lubię też zmuszania mnie do wygłaszania opinii, jeśli się do tego nie palę. Grzecznie mówię – tak, miłe masz mieszkanie.- A ona naciska – prawda, że ślicznie mieszkam? -. Ma ochotę wrzasnąć – nieprawda. Bardzo mi się nie podoba. Ale nie mówię tego. Skupiam się na jakimś ładnym drobiazgu i usiłuje przetrwać bez szkody dla obu stron. Nienawidzę wymuszanych komplementów. Doskonale można wyczuć, czy ktoś chce nas pochwalić, czy wcale nie. Wystarczy słuchać i patrzeć. I w wielu sprawach, jeśli rozmówca nie rwie się do wyjaśnień, lepiej powstrzymać się od pytań. Mniej będzie mijania się prawdą.

Dołącz do dyskusji - napisz komentarz

Prosimy o zachowanie kultury wypowiedzi.
Obraźliwe komentarze są blokowane wraz z ich autorami.

Artykuł nie posiada jeszcze żadnych komentarzy.

Dodaj pierwszy komentarz i bądź motorem nowej dyskusji. Zachęcamy do tego.