Rynek 50 plus

Egipskie wakacje

W czasie tego jedynego miesiąca w roku nie muszę być tą rozważną, dostojną i dystyngowaną panią w kwiecie wieku

W czerwcowych rozmowach moich koleżanek i kolegów z pracy dominuje jeden temat: planowanie urlopowych wypraw w gronie rodzinnym lub z przyjaciółmi. Mnie nikt nie pyta dokąd pojadę, ani z kim. Powszechnie jest wiadomo, że uwielbiam samotne podróże i że od lat zakochana jestem w Egipcie. Dzień wylotu jest dla mnie równie radosny i podniosły jak Boże Narodzenie. Czekam na ten moment cały rok.

Wybieram tradycyjnie znany kurort, ale starannie unikam pięciogwiazdkowych hoteli, ,,wyfiokowanego”, międzynarodowego towarzystwa i oferowanych przez rezydentów tzw. wycieczek fakultatywnych. Nie cierpię blichtru i sztucznych marmurów. W hotelu używam zasadniczo tylko łóżka, prysznica i jadalni. W mojej wakacyjnej walizce nie ma błyszczących sandałków i wydekoltowanych sukienek. Program pobytu ustalam sobie sama lub z pomocą egipskich znajomych. W lokalny koloryt ,,zanurzam się” przeważnie wieczorem, kiedy upał nie jest już taki dokuczliwy, ale temperatura mimo wszystko oscyluje w granicach 35 stopni.

Ci, którzy pierwszy raz spędzają wakacje w Egipcie, patrzą na mnie jak na bohaterkę. A ja nie boję się tubylców. Egipcjanie to bardzo życzliwie usposobiony naród. Mam też świadomość tego, że my – Europejczycy – jesteśmy dla nich kurą znosząca złote jaja. A takiej kury się nie krzywdzi. Komunikacja językowa nie sprawia mi żadnej trudności. Zawsze byłam pracowitą uczennicą i pilnie uczyłam się języków.

Egipt jest biednym krajem. Pensje są bardzo niskie. Zgodnie z tradycją i religią pracują głównie mężczyźni. Nie dla wszystkich starcza pracy. W miejscach nie uczęszczanych przez turystów panuje brud i nieporządek. Nie ma zwyczaju wyrzucania śmieci do kubłów, po prostu opakowanie po zjedzonych chipsach, czy butelkę po napoju rzuca się przed siebie na ulicy. Nikt nie ma firm sprzątających miasto. Nikt nie wywozi śmieci walających się przed budynkami mieszkalnymi. Toalety nawet w porządnych restauracjach wołają o pomstę do nieba. Wszystko dzieje się chaotycznie i w zwolnionym tempie. Jeszcze o północy można spotkać bawiące się na ulicy dzieci.

Kuchni egipskiej nie cierpię i chociaż bardzo się staram, nigdy jej nie polubię. Z upływem lat poczyniłam jednak postępy i zdarza mi się zjeść łyżeczkę tahiny (sosu przyrządzanego z ziaren sezamu) lub skosztować zmiksowanej masy z brązowego bobu, mimo że wygląda wyjątkowo nieapetycznie.

To za tak bardzo kocham ten kraj?

Przede wszystkim za niezmienne ciepło, bo nigdy nie bywa tak, że nie ma pogody plażowej. Uwielbiam rozmamłane, leniwe tempo życia i wakacyjną niefrasobliwość.

W czasie tego jedynego miesiąca w roku nie muszę być tą rozważną, dostojną i dystyngowaną panią w kwiecie wieku, do czego czuję się zobligowana w Polsce z racji wykonywanego zawodu. I wcale nie mam tu na myśli skłonności do wyuzdania lub niecnych i grzesznych uczynków. Takich inklinacji nie posiadam. Ale nie żałuję sobie szalonych przejażdżek motocyklem, w czasie których moja biała spódnica powiewa w sposób niekontrolowany, jedzenia bananów prosto z drzewa, wieczornych spacerów po plaży w uroczym, męskim towarzystwie i tańców aż do rana.

Moja tatarska przyjaciółka Leila, którą tam poznałam przed laty, powiada ,,Tolko adna żyzn”. Polecam ją gorąco wszystkim dojrzałym paniom.

Wróciłam parę dni temu. Jestem wypoczęta, opalona, mam zapał do pracy i głowę pełną nowych pomysłów twórczych. Mój dorosły syn powitał mnie słowami: Mamo, wyglądasz jak ,,Pippi na Południowym Pacyfiku”.

Nie wiem jak ta Pippi tam wyglądała, ale to jeden z najpiękniejszych komplementów, jakie w życiu usłyszałam.

Wanda Szymanowska



Dołącz do dyskusji - napisz komentarz

Prosimy o zachowanie kultury wypowiedzi.
Obraźliwe komentarze są blokowane wraz z ich autorami.

Artykuł nie posiada jeszcze żadnych komentarzy.

Dodaj pierwszy komentarz i bądź motorem nowej dyskusji. Zachęcamy do tego.