Radość z miłego sąsiedztwa!

Uporządkowana działka obok sprawiła, że i moja stała się jeszcze ładniejsza. Ktoś powiedział, że gdyby każdy zrobił porządek naokoło swojego domu na świecie zrobiłoby się czysto! Kiedy moi mili sąsiedzi poszli już do domu ja zostałam jeszcze bo tak było mi szkoda tego kojącego duszę zapachu! Skoszona trawa przypomina o wyprawach na pola, lecie, beztrosce dzieciństwa. Bo każdy przecież będąc dzieckiem chociaż raz był gdzieś poza miastem, biegał polnymi ścieżkami zauroczony dziko rosnącymi kwiatami, dojrzewającym zbożem, wysoką kukurydzą, a to wszystko ma zapach ziemi i trawy bo ziemia i trawa są wieczne ...

Skoro będę miała teraz takie miłe małe sąsiadeczki to będę musiała jakoś przygotować się na rozmowę z nimi - myślałam zaaferowana. Trzeba będzie wymyślić jakieś zabawy i tematy do rozmowy bo trudno pytać wciąż tylko o szkołę, nauczycieli, tym bardziej na wakacjach! Wakacje są po to aby zapomnieć o obowiązkach, a oddać się tylko przyjemnościom aby nabrać właśnie siły na cały rok!

Na początek zapoznam je ze Świerkiem – Ćwierkiem i Sosenkami -Senkami, ale nie zdradzę tajemnicy mojej rozmowy ze Świerkiem-Ćwierkiem. Pewne rzeczy należy zostawić tylko dla siebie jak już o tym wspominałam! Mogłyby nie uwierzyć albo chcieć same z nim rozmawiać, a nie wiem czy on zgodziłby się na to. I tak nasze rozmowy, które zmuszają go do powrotu do przeszłości są dla niego męczące. To co minęło już nie wróci, a pamięć powoli zaciera kontury dawnych wydarzeń... Oczywiście, należy czerpać z pamięci o nich naukę na przyszłość i wyciągać wnioski - to nazywa się doświadczeniem życiowym, które każdy w jakiejś mierze nabywa z czasem od życia... A zatem przedstawię im Świerka-Ćwierka jako najstarszego z całego grona, którego darzę wielkim szacunkiem bo tak należy się zachowywać wobec starszych... A potem po kolei opowiem jak nazwałam Sosenki–Senki - ciekawe czy tak samo je ocenią? A może ich nazwy skojarzą im się z koleżankami, które mają podobne cechy charakteru lub wyglądu? No bo przecież zawsze znajdzie się jakaś obrażalska, jakaś samotniczka, jakaś wojowniczka, jakaś matkująca wszystkim, jakaś wiotka panienka, jakąś przytulanka i zapewne wiele jeszcze innych...

Jak już się bardziej zapoznamy to możemy zacząć się bawić w różne zabawy. One na pewno mają jakieś swoje ulubione no bo przecież nie można w czasie roku szkolnego tylko odrabiać lekcji... Chwila wytchnienia też się należy, żeby po niej łatwiej nauka wchodziła do głowy! Muszę opowiedzieć pani Basi o moim sąsiedztwie, może ona też coś wymyśli. -No to zapowiada się ciekawie - myślałam z radością. Niech no tylko wrócą znad tego morza! Pewnie będą opaleni i pełni energii jaką zawsze daje morze!

Przypomniałam sobie swoje własne kolonie w Ustce nad morzem. Na ich zakończenie koloniści przygotowali program artystyczny, który miał być zaprezentowany przy pożegnalnym ognisku... Byłam w wieku Mai czyli około 10 lat. Grupa z mojej sali składająca się z 10 dziewczynek w tym samym wieku uznała, że pokażemy ćwiczenia gimnastyczne. Wszystkie byłyśmy szczupłe i zwinne jak jaszczurki więc nie był to dla nas żaden problem. Parę z nich ćwiczyło w ogóle gimnastykę artystyczną w Domu Kultury, których kiedyś było bez liku. Mnie przypadło zrobienie mostka z góry na stojąco, złożenie nóg na szyję na siedząco i na zakończenie popisowy szpagat na ziemi gdzie obie nogi idą w przeciwnym kierunku jakby nie były z niczym połączone! Dałam sobie radę doskonale i dostałam brawa jak zresztą cały nasz zespół akrobatyczny!

Kiedy teraz idąc ulicą raz po raz widzę chore na otyłość dzieci, żal serce ściska...Co będzie dalej z nimi, jak będzie wyglądać ich dorosłe życie skoro już teraz mają taką nadwagę? Czy będą musiały jako dorośli ciągle się odchudzać i odchudzać, ciągle myśleć co można zjeść, a czego nie i ile? Odbierze to im jedną z największych przyjemności człowieka, a mianowicie właśnie... jedzenia. Ale żeby było ono przyjemnością musi być odpowiedniej dla wieku jakości i we właściwych proporcjach. Mogą być nawet słodycze, ale raz na jakiś czas i najlepiej jako nagroda wtedy będą smakować najbardziej i wystarczy symboliczna ich ilość bo to fakt docenienia będzie się najbardziej liczył, a nie one...

Rozmyślając o jedzeniu popatrzyłam znów na jabłonkę. I wtedy zobaczyłam jabłko ze swojego dzieciństwa. Takie jedno, jedyne, które nie opadało jesienią i wisiało na jabłonce przez całą zimę opierając się śniegom, mrozom i wichurom. Mieszkaliśmy wtedy w Legnicy, w starej poniemieckiej kamienicy. Dlaczego poniemieckiej? Tutaj należałoby zrobić wykład z historii...

Ewa Radomska /ciąg dalszy nastąpi.../
31