Francja-elegancja i... mydlane bańki!

Pani Basia przystąpiła do rzeczy:
- „Czy wiecie jakie kolory ma flaga francuska?”- zaczęła od podstawowej sprawy. „Zapamiętajcie – niebieski - biały - czerwony”.
- „ A jakie miasto jest stolicą Francji?” To Maja starsza już wiedziała i wykrzyknęła z satysfakcją : Paryż!, za co dostała pochwałę i dodatkowa porcję soku…
- „A jakie są największe rzeki Francji?” Tutaj już zapadła cisza...- „Zapamiętajcie – Sekwana, nad nią właśnie leży Paryż, Loara, nad nią z kolei są pobudowane piękne zamki, koniecznie musicie je kiedyś zobaczyć, Rodan i Ren. Ale przy okazji przypomnijmy sobie polskie największe rzeki”... Tutaj obie wykrzyknęły, że Wisła i Odra i Warta co bardzo nas obie ucieszyło!

-„Co do jedzenia to nie wiem czy wam się to spodoba, ale przysmakiem Francuzów są ślimaki, żabie udka, a także gęsie wątróbki...” Zobaczywszy przestraszone miny dziewczynek szybko poszła dalej... Oczywiście także sery, a jest ich we Francji ponad 365 gatunków czyli tyle ile pór roku, albo i więcej ..No i są jeszcze takie specjalne grzyby, które nazywają się białe trufle. Są strasznie drogie, ale smakosze są gotowi zapłacić nawet za jedną tylko „truflę” duże pieniądze, taki mają wykwintny smak. Rosną 45 cm pod ziemią i szuka się ich za pomocą ... psów lub świń... Tutaj dziewczynki zachichotały rozbawione. W sumie fakt, nasz schabowy albo kurczaczek pięknie zarumieniony to jest coś, a nie jakiś tam - ślimak, żabie udko albo jakaś trufla wygrzebana nosem psa lub ryjkiem sympatycznej co prawda, ale jednak świnki...Ale właśnie o to chodzi aby poznać inną tradycję, kulturę, kuchnię, zwyczaje, bo wtedy wyraźniej zobaczymy swoje, docenimy je, a może i przyjmiemy to co jest w nich naprawdę wartościowe, a czego u nas brakuje?...

Żeby jednak nie było, że tylko same żaby się we Francji je pani Basia powołała się na historyczną postać i opowiedziała im o królu Francji Ludwiku XVI panującym we Francji przeszło 200 lat temu wraz ze swoją żoną Marią Antoniną. Otóż mieszkali oni w Wersalu czyli takim ogromnym zamku pod Paryżem, a co jadł na śniadanie Ludwik XVI słynący z tego, że kochał jedzenie? Otóż słuchajcie dobrze... Król podobno na śniadanie mógł zjeść 4 kotlety, kurczaka, 6 jajek, kawałek szynki i wypić do tego półtora butelki szampana! Pomyślcie tylko, gdy teraz na śniadanko je się dwie łyżeczki muesli, zalanej odtłuszczonym mleczkiem, kromeczkę ciemnego chlebka z białym serkiem, pół mandarynki i popija to wszystko soczkiem pomarańczowym z kartonika!

Aby nie znużyć dziewczynek na pierwszy raz zbyt wielką ilością informacji na zakończenie opowiedziała o czymś co najbardziej je zainteresowało. Otóż będąc w Paryżu trzeba koniecznie zwiedzić Euro Disneyland czyli takie „wesołe miasteczko” jedyne w swoim rodzaju na świecie! Jest tam park pięciu krain – Kraina Dzikiego Zachodu, Okręty i Piraci, Kraina Fantazji i Bajek, Odkryć i Techniki i Studio Walta Disneya. A kim był Walt Disney – na pewno znacie Myszkę Micky i Kaczora Donalda – to on ich wymyślił i dzięki temu miliony dzieci na świecie mogą wciąż oglądać ich niesamowite przygody!

Maja odważniejsza zapytała na zakończenie czy wnuczki pani Basi umieją mówić po francusku i czy chodzą do francuskiej szkoły? - „ Ależ oczywiście – odpowiedziała z dumą. - „A fajna tam jest szkoła?” - dopytywała się dalej. - „Wszystkie szkoły na świecie są podobne bo wszędzie trzeba się uczyć – odpowiedziała z powagą pani Basia. Ale można też trochę czasami pożartować. Na przykład we Francji 1 kwietnia jest dla uczniów Dniem Żartów i Psikusów – uczniowie przygotowują z kartonu szkielet ryby i próbują przykleić go do ubrania na plecach kolegom, a bywa że uda im się ta sztuczka i nauczycielom!”

I tutaj pani Basia zanuciła najbardziej znaną piosenkę dziecięca na świecie, śpiewaną w różnych językach choć wywodzi się z Francji: „-Panie Janie, Panie Janie, rano wstań, rano wstań, Wszystkie dzwony biją, wszystkie dzwony biją, Bim, Bam,Bom, Bim, Bam, Bom”....

Po czym zniknęła w altance i poprosiła aby przez chwilkę nie wchodzić bo chce przygotować niespodziankę! Coś czułam kiedy wykładała tajemniczy pakuneczek i nie rozwinęła go przy mnie. Ponieważ mama dziewczynek, pani Karolinka, zostawiła nas same bo pobiegła do pobliskiego sklepiku usytuowanego tuż przy wejściu na działki, w którym sprzedawano pyszne drożdżówki postanowiłam zacząć wstęp do prezentacji mojego ukochanego zagajnika.

-Patrzcie dziewczynki – powiedziałam wskazując na Świerka- Ćwierka – jak myślicie ile takie drzewo może żyć lat? - Chyba dużo- odpowiedziała Maja - skoro jest takie wysokie! -Tyle lat ile ma igiełek na gałęziach! - dodała Kaja – która objęła go swoimi rączkami i patrzyła po pniu w górę - Czy wyobrażacie sobie, że może rosnąć nawet 300 lat ?! - wymieniłam od razu najdłuższe lata żeby zrobić na nich wrażenie, a przede wszystkim aby Świerk-Ćwierk wiedział, że życzę mu aby jak najdłużej rósł sobie pięknie, czuwał nad Sosenkami-Senkami, nad Bajkowem, który przez te lata będzie miało jeszcze wielu właścicieli i tyle się tutaj wydarzy... A najbardziej dlatego, że pokochałam go jak kogoś najbliższego, a wtedy chce się aby on nigdy nie odszedł...Dziewczynki zaniemówiły z wrażenia! Tyle lat! Jaki będzie wtedy świat? - mówiły ich nagle zafrasowane minki... Gdzie my wtedy będziemy ? I mama i tata? Czy będziemy tam gdzieś wszyscy razem czy każdy osobno? Zauważyłam, w ich oczach ciekawość, ale i niepokój i odetchnęłam z ulgą kiedy pani Basia wyszła z altanki z małą miedniczką i kilkoma rurkami w ręce i zawołała:- „Chodźcie, zrobimy zawody bańkowe, zrobiłam taką miksturę, że takich baniek jeszcze nie widziałyście!

Dziewczynki natychmiast podbiegły do stołu, na którym postawiła miedniczkę i z ciekawością zaczęły do niej zaglądać. „Mikstura” wyglądała bardzo zwyczajnie, ot trochę szarej, mętnej wody, lekko spienionej i jakby zagęszczonej czymś. I z tego mają być bańki ? - pytały ich oczy. Do tej pory znały takie kupowane małe pojemniczki z przeźroczystym płynem w środku, z których wystawała rurka. Wyjmowało się ją i dmuchało, wylatywały wtedy banieczki wielkości jabłka lub małego groszku. Co może być z takiej szarzyzny ? Ale pani Basia już przejęła inicjatywę i nie dała im czasu na zbyt długie wątpliwości. Rozdała rurki, dała je także i mnie i poprosiła aby je dobrze namoczyć po czym ustawiłyśmy się w szeregu i na komendę „dmuchać!” każda nabrała powietrza w płuca i do dzieła! Ale zaraz, zaraz, co to się dzieje! Dmuchamy i dmuchamy, a bańki robią się już tak wielkie jak my same i wcale nie zamierzają się oderwać! I przybierają coraz to nowe kształty! Moja jest jak wieloryb, pani Basi jak wielki bałwan, Mai jak olbrzymia morska muszla, Kai jak dorodny grzyb prawdziwek! Zaczęłyśmy podziwiać nawzajem nasze bańki nie wierząc, że z tak „szarej masy” powstały takie ogromnie kolorowe cuda! Śmiejąc się i pokrzykując radośnie zaczęłyśmy chodzić po Bajkowie jak w jakimś pochodzie, a za nami szły nasze bańki-wielkoludy i cały czas trzymały się rurek i nie odrywały się od nich, ani nie pękały zadając kłam powiedzeniu, że coś pękło jak bańka mydlana...Kątem oka spoglądałam w stronę Świerka-Ćwierka – wiedziałam, że zabawa ta ogromnie mu się spodobała, że gdyby mógł zaklaskałby wszystkimi gałęziami! Na zakończenie przytknęłyśmy wszystkie bańki do siebie, a one natychmiast połączyły się i powstała z nich jedna wielka bania przybierająca w dodatku wszystkie kolory tęczy! Na to weszła do Bajkowa mama dziewczynek z torbą pachnących świeżutkich drożdżówek i dołączyła do naszego zachwytu... A zatem to co szare i z pozoru wyglądające skromnie, a nawet nieciekawie, może okazać się w konsekwencji kolorowym zjawiskiem, któremu tylko trzeba dać szansę zaistnieć...

Wracałyśmy z panią Basią z Bajkowa odmłodzone przez dziewczynki i zabawę z nimi jakby ubyły nam wszystkie te lata, które dźwigałyśmy na swoich barkach. A było ich ponad sześćdziesiąt choć tak trudno w nie uwierzyć bo w każdym gdzieś na dnie jego duszy tkwi wciąż tamto małe dziecko od którego wszystko się zaczęło... Na poczekaniu ułożyłyśmy sobie taki wierszyk dla nas na pocieszenie, a dla nich na przestrogę...

Jak ten czas szybko leci,
Pamiętajcie zatem dzieci
Że dzisiaj jest się dziewczynką
A jutro będzie się starowinką...

Ewa Radomska /ciąg dalszy nastąpi.../