Uczczenie szczęśliwego zakończenia...
Kiedy dziewczynki pobiegły do swoich wakacyjnych przyjemności zaparzyłyśmy sobie herbatę z panią Basia i wyjęłyśmy nasze zapasy. Śmiech i zabawa z dziewczynkami oddalił jej smutek i poprawił nastrój. Opowiedziałam jej w związku z tym o pewnej inicjatywie, a mianowicie instytucji tzw. „przyszywanej babci...”.
Otóż kto ma wnuki tak daleko jak pani Basia, albo tak się życie ułożyło, że nie ma ich wcale i cierpi z tego powodu, może stać się babcią zastępczą, przyszywaną... To taka umowa oczywiście bo prawdziwej babci i prawdziwych wnuków nikt nie zastąpi, ale kierując się ludzkim odruchem miłości można dać sobie nawzajem chociaż namiastkę, która może zaowocować potem prawdziwym przywiązaniem i przyjaźnią zawartą na długie lata... Instytucje takiej „przyszywanej babci” funkcjonują już w paru europejskich krajach i cieszą się dużym zainteresowaniem. Bardzo się pani Basi ten pomysł spodobał i postanowiła zorientować się gdzie można się w związku z tym zgłosić...
A potem opowiedziałam jej o przykrej niespodziance jaką sprawił złodziej gołębi „Panu dzień dobry o poranku”. Była tak samo oburzona jak ja. Postanowiłyśmy zatem odwiedzić go i zapytać jak tam jego pupile czują się po traumatycznym przejściu...
Furtka była uchylona, ale „Pana dzień dobry o poranku” nie było widać. Za to było go słychać bo z tyłu altanki gdzie jest gołębnik dochodził jego głos i gulgotanie białej braci. Żeby nie przestraszyć nagłym wejściem pani Basia mająca zdolności naśladowania różnych głosów, o czym nie miałam pojęcia i dopiero ta sytuacja ujawniła mi jej kolejny talent, zaczęła miauczeć jak pewny siebie wielki kot, który przyszedł zarezerwować sobie swoje terytorium. Głos „Pana dzień dobry o poranku” po chwili umilkł i gulgotanie także jakby przycichło. Pewnie zaniepokoił się, że oto kolejny wróg się skrada do jego stadka, a to już zaiste wystarczy atrakcji. Ale kiedy nas zobaczył, a pani Basia dalej miauczała roześmiał się z ulgą i wyściskał nas obie! Usiedliśmy pod jabłonką i „Pan dzień dobry o poranku” powiedział, że to dzięki mnie zakończyła się tak dobrze cała sprawa, że to ja nadałam jej bieg, więc trzeba to uczcić kieliszeczkiem wiśniowej nalewki własnej roboty! Nim się spostrzegłyśmy a już stały przed nami trzy różowe kieliszeczki napełniane cudownym wiśniowym płynem! Trąciliśmy się nimi i wypiliśmy za naszą pomyślność, zdrowie i szczęście! I nawet pani Basia nie miała nic przeciwko temu! - „A szczególnie za szczęście - podkreślił „Pan dzień dobry o poranku”. Bo bez szczęścia niewiele da się w życiu zrobić. Szczęściem jest spotkać odpowiednich ludzi, z którymi można się szczerze zaprzyjaźnić, znaleźć dobrą żonę albo męża, dostać pracę akurat taką, która będzie zaspakajała nasze ambicje i dawała dużo satysfakcji. Tutaj przytoczył słowa Napoleona / 1769-1821/, który stoczył wiele bitew rozsławiając Francję na całym świecie choć był bardzo niskiego wzrostu stąd nazywany był przez niektórych „Małym kapralem”. Otóż przyjmując żołnierzy do swojej armii nie pytał czy mają duży majątek, jakie mają wykształcenie tylko pytał o jedno: „Czy masz szczęście w życiu?” Ale szczęściu trzeba pomagać „– dodał zaraz i żeby utrzymać ten niemal świąteczny nastój w jaki wpadliśmy wszyscy poprosił nas abyśmy chwileczkę posiedziały i poczekały na niespodziankę po czym zniknął na zapleczu altanki!
Trzepot skrzydeł w jednej chwili kilkunastu gołębi robi niesamowite wrażenie, to jak małe białe flagi, które obwieszczają wolność i przestrzeń ogromną aż do nieba! I właśnie wzbijały się do niego coraz wyżej i wyżej zataczając wielkie kręgi to lecąc w szyku to rozbijając go każdy w swoją stronę! Nie mogłyśmy oderwać oczu od tego pięknego widoku aż „Pan dzień dobry o poranku” wydał komendę, na którą zareagowały natychmiast i sfrunęły wszystkie na dach przybudówki co wyglądało jakby nagle spadł śnieg i pokrył dach śniegową pierzyną!
Uspokojone, że u „Pana dzień dobry o poranku” wszystko w porządku pożegnałyśmy się aby dalej mógł pielęgnować swoich pierzastych białych przyjaciół i wróciłyśmy do mojego Bajkowa, w którym do późnego popołudnia rozmawiałyśmy i syciłyśmy oczy soczystą zielenią iglastego zagajnika!
Ewa Radomska /ciąg dalszy nastąpi.../