Idą święta! Dobre rady
Zaczęła się słota i pierwsze
opady śniegu. Altanki na działkach zostały pozamykane na głucho.
Wszelkie roboty ogrodnicze porobione, grządki przekopane, liście, które
opadły ze złotych zamieniły się w brązowe, mokre teraz od deszczu i śniegu. Drzewka owocowe stały nagie, tylko gdzieniegdzie jeszcze wisiały
resztki listków pomarszczone i sczerniałe. Przypomniało mi się moje
jabłko na jabłonce z dzieciństwa, które zawsze na zimę zostawało. Czy
tutaj będzie podobnie?
Zapatrzona w Świerka-Ćwierka i otaczające go Sosenki-Senki nie przyglądałam się uważnie jabłonce jakbym przez jakiś czas zapomniała o moim postanowieniu aby to sprawdzić. I oto nagle wróciło do mnie dzieciństwo. Znów siedzę przy oknie w dużym pokoju z głową opartą o rękę i szukam po gałęziach czy jest...A teraz stoję pod jabłonką dobrze po sześćdziesiątce i wcale nie czuję upływu tylu lat! Najważniejsze teraz jest czy zachowało się jedno jabłko na zimę, które będzie łączyć tamten czas z tym, będzie jak pajęcza złota nić czasu nieprzerwanie ta sama...
I oto odkrycie z największą radością i ulgą! Jest! Na samym szczycie jabłonki w „towarzystwie” silnie trzymającego się jeszcze liścia jest małe, zielone jabłuszko, które jakby nic sobie nie robiło z jesieni i zimy, jakby dalej chciało się wygrzewać w promieniach słońca i dojrzewać, dojrzewać, dojrzewać...
Kiedy szczęśliwa swoim odkryciem patrzyłam wysoko, wysoko na zielone jabłuszko jakby było królewskim złotym jabłkiem coś za mną zaszurało raz i drugi.... Odwróciłam się z ciekawością, a to Kitka-Mitka stała na dwóch łapkach z ogonkiem do góry i patrzyła na mnie uważnie. Ależ tak! Pewnie chce się pożegnać przed zimą kiedy będzie sobie smacznie spała w swoim gniazdku! Znając jej zapobiegliwość na pewno nagromadziła sobie już niezłe zapasy, także z orzechów, które jej zostawiałam. Ale przecież mam ich jeszcze cała masę w altance więc szybko przyniosłam całą garść i postawiłam przed nią. Popatrzyła na mnie z uznaniem, a potem wzięła jednego w ząbki i swoim najzwinniejszym ruchem na świecie wdrapała się na Świerka- Ćwierka. A potem powtórzyła to tyle razy ile było orzechów aż przy ostatnim stała dłużej i patrzyła na mnie swoimi czarnymi ślepkami. -Tak, wiem, żegnamy się do wiosny kochana Kitko-Mitko! Ale ja
przecież będę tu także i w zimie przychodzić, mam kurtkę w twoim kolorze, nie boję się zimy...
W altance było chłodno, ale od czego jest czajnik z gorącą wodą? Nastawiłam zatem go i zrobiłam sobie jesienną herbatę. Przypomniała mi się sentencja Marka Twaina: „ Spraw aby każdy dzień miał szansę stać się najpiękniejszym dniem twojego życia”... Smutek ma też w sobie piękno bo tak jak po pochmurnym dniu wychodzi słońce, tak po smutku zawsze przychodzi ukojenie...
Święta zbliżały się wielkimi krokami. Słychać było tu i ówdzie trzepanie dywanów, a panie, ale też i panowie, co jest coraz częstszym widokiem, „wisieli” na oknach myjąc je nie zważając na coraz bardziej dotkliwy chłód....Świąteczne sprzątanie już samo z siebie ma coś ze święta. Jest bardziej dokładne, przy okazji już stroi się dom na przyszłe świętowanie. Postanowiłam i ja wziąć się za moje „gospodarstwo”, ale tym razem bardziej fachowo korzystając z wielu rad, których przed świętami jest pełno w każdej gazecie...
A zatem jak podaje jedna z nich już w listopadzie zaczynamy od przejrzenia szaf, półek i pozbycia się tego co niepotrzebne. Gdy się już z tym uporamy przechodzimy do zasadniczego sprzątania. W pierwszej kolejności zajmujemy się pokojem, potem kuchnią i łazienką, a na końcu przedpokojem. W pokoju odkurzanie zaczynamy od góry aby kurz nie padał na wyczyszczone już uprzednio powierzchnie. Zdejmujemy firanki, zasłony, odkurzamy sufit i ściany za pomocą szczotki na długim kiju. Czyścimy meble tapicerowane, myjemy szkło ozdobne, bibeloty, ścieramy kurze. Myjemy okna i drzwi. Na końcu trzepiemy dywany, zmywamy podłogę.
W łazience zaczynamy od mycia glazury i czyszczenia fug. Następnie wanna, umywalka, muszla, baterie. W kuchni odmrażamy lodówkę, czyścimy garnki, piekarnik, okap. Ściągamy firankę lub zazdroski, myjemy okna, drzwi, podłogę. W przedpokoju zaś usuwamy niepotrzebne kurtki, buty, przecieramy lustro, myjemy podłogę. Nieocenionym do mycia kafli, fug, garnków okazuje się nasz zwykły... ocet. Zmieszany w proporcji 200 ml octu i 200 ml płynu do naczyń plus gorąca woda da nam doskonały i skuteczny preparat. Podobnie przy myciu lodówki – wystarczy gąbka z odrobiną octu... No i już posprzątane. Najlepiej już na początku grudnia z tym się uporać aby potem zająć się tylko pieczeniem, prezentami i podniecającym czekaniem na pierwszą gwiazdkę...
Nie powiem, zajęło mi to dobre parę dni, ale efekt był wspaniały! Wyprane firanki zawsze wnoszą specyficzny świeży zapach, na półkach wszystko lśniło, kuchnia zrobiła się jak bistro bo przy okazji inaczej poustawiałam „szkło” i firanki zamieniłam na fikuśne zazdroski! Właściwie już samo posprzątanie wnosi do domu jaką uroczystość, robi się dostojniej bez względu na to czy meble są bogate czy skromne!
Teraz pozostało jeszcze przyniesienie choinki aby tradycji stało się zadość! Do tej pory wystarczały mi świerkowe gałązki włożone do flakonu, a na nich parę symbolicznych małych kolorowych bombek. Teraz kiedy każda gałązka Świerka- Ćwierka i Sosenek-Senek stała się dla mnie niemal jak moje własne ramiona czułabym się jak barbarzyńca ograbiając z nich jakieś inne świerki. Kupiłam zatem malutką sztuczną choineczkę tak sprytnie zrobioną, że wyglądała „jak żywa”. Do tego kolorowe światełka i nie mogąc wytrzymać z ciekawości jaki będzie efekt już ją w nie ubrałam mimo, że do świąt było jeszcze paręnaście dobrych dni... Kiedy wieczorem rozbłysły wszystkimi kolorami, a choinka rzuciła swój cień na ścianę powiększony kilka razy wiedziałam już, że tradycji stało się zadość, i że taki symbol też by zupełnie wystarczył, a wycinanym drzewkom zwrócone zostałoby życie...
I tutaj przypomniało mi się zakończenie świąt jako, że wszystko ma swój początek i koniec. Zakończenie właśnie dla pięknych, wyciętych choinek, trzymanych najpierw na balkonie przed świętami, potem ubieranych w przeróżne ozdoby w ciepłych pokojach, potem zachwyty nimi, zachwyty prezentami pod nimi, a potem powolne opadanie igiełek, schnięcie z braku wody, ciepłego powietrza kaloryferów by na zakończenie pięknego święta, które tak pięknie dekorowały zostały wyrzucone na śmietnik z resztami jeszcze „anielskich włosów”, waty, rozbitych nieraz bombek. Wiatr nimi targa, schną coraz bardziej, aż wreszcie śmieciarka zabiera je wraz z wszystkimi śmieciami i odpadami i wiezie już na kompletne unicestwienie...Ciekawa jestem co czują ci, którzy taką choinkę właśnie wyrzucili na śmietnik, rano idą do pracy i patrzą na nią jak poniewiera się przewrócona, coraz bardziej zeschnięta, czy w ten sposób nie profanują i
unieważniają całych świąt ?
Ewa Radomska / ciąg dalszy nastąpi.../
Można już kupić książkę „Ja z Bajkowa”
zamówić ją można u autorki, cena 28 zł, wysyłając e'maila: ewadu@onet.eu
Dostępna jest także jako e-book, cena 12,30 zł poprzez zamówienie w wydawnictwie czyli: Ja, z Bajkowa-/e-book/-księgarnia internetowa Białe Pióro.
więcej http://www.kobieta50plus.pl/pl/weranda-literacka/ewa-radomska-i-bajkowo
Zapatrzona w Świerka-Ćwierka i otaczające go Sosenki-Senki nie przyglądałam się uważnie jabłonce jakbym przez jakiś czas zapomniała o moim postanowieniu aby to sprawdzić. I oto nagle wróciło do mnie dzieciństwo. Znów siedzę przy oknie w dużym pokoju z głową opartą o rękę i szukam po gałęziach czy jest...A teraz stoję pod jabłonką dobrze po sześćdziesiątce i wcale nie czuję upływu tylu lat! Najważniejsze teraz jest czy zachowało się jedno jabłko na zimę, które będzie łączyć tamten czas z tym, będzie jak pajęcza złota nić czasu nieprzerwanie ta sama...
I oto odkrycie z największą radością i ulgą! Jest! Na samym szczycie jabłonki w „towarzystwie” silnie trzymającego się jeszcze liścia jest małe, zielone jabłuszko, które jakby nic sobie nie robiło z jesieni i zimy, jakby dalej chciało się wygrzewać w promieniach słońca i dojrzewać, dojrzewać, dojrzewać...
Kiedy szczęśliwa swoim odkryciem patrzyłam wysoko, wysoko na zielone jabłuszko jakby było królewskim złotym jabłkiem coś za mną zaszurało raz i drugi.... Odwróciłam się z ciekawością, a to Kitka-Mitka stała na dwóch łapkach z ogonkiem do góry i patrzyła na mnie uważnie. Ależ tak! Pewnie chce się pożegnać przed zimą kiedy będzie sobie smacznie spała w swoim gniazdku! Znając jej zapobiegliwość na pewno nagromadziła sobie już niezłe zapasy, także z orzechów, które jej zostawiałam. Ale przecież mam ich jeszcze cała masę w altance więc szybko przyniosłam całą garść i postawiłam przed nią. Popatrzyła na mnie z uznaniem, a potem wzięła jednego w ząbki i swoim najzwinniejszym ruchem na świecie wdrapała się na Świerka- Ćwierka. A potem powtórzyła to tyle razy ile było orzechów aż przy ostatnim stała dłużej i patrzyła na mnie swoimi czarnymi ślepkami. -Tak, wiem, żegnamy się do wiosny kochana Kitko-Mitko! Ale ja
przecież będę tu także i w zimie przychodzić, mam kurtkę w twoim kolorze, nie boję się zimy...
W altance było chłodno, ale od czego jest czajnik z gorącą wodą? Nastawiłam zatem go i zrobiłam sobie jesienną herbatę. Przypomniała mi się sentencja Marka Twaina: „ Spraw aby każdy dzień miał szansę stać się najpiękniejszym dniem twojego życia”... Smutek ma też w sobie piękno bo tak jak po pochmurnym dniu wychodzi słońce, tak po smutku zawsze przychodzi ukojenie...
Święta zbliżały się wielkimi krokami. Słychać było tu i ówdzie trzepanie dywanów, a panie, ale też i panowie, co jest coraz częstszym widokiem, „wisieli” na oknach myjąc je nie zważając na coraz bardziej dotkliwy chłód....Świąteczne sprzątanie już samo z siebie ma coś ze święta. Jest bardziej dokładne, przy okazji już stroi się dom na przyszłe świętowanie. Postanowiłam i ja wziąć się za moje „gospodarstwo”, ale tym razem bardziej fachowo korzystając z wielu rad, których przed świętami jest pełno w każdej gazecie...
A zatem jak podaje jedna z nich już w listopadzie zaczynamy od przejrzenia szaf, półek i pozbycia się tego co niepotrzebne. Gdy się już z tym uporamy przechodzimy do zasadniczego sprzątania. W pierwszej kolejności zajmujemy się pokojem, potem kuchnią i łazienką, a na końcu przedpokojem. W pokoju odkurzanie zaczynamy od góry aby kurz nie padał na wyczyszczone już uprzednio powierzchnie. Zdejmujemy firanki, zasłony, odkurzamy sufit i ściany za pomocą szczotki na długim kiju. Czyścimy meble tapicerowane, myjemy szkło ozdobne, bibeloty, ścieramy kurze. Myjemy okna i drzwi. Na końcu trzepiemy dywany, zmywamy podłogę.
W łazience zaczynamy od mycia glazury i czyszczenia fug. Następnie wanna, umywalka, muszla, baterie. W kuchni odmrażamy lodówkę, czyścimy garnki, piekarnik, okap. Ściągamy firankę lub zazdroski, myjemy okna, drzwi, podłogę. W przedpokoju zaś usuwamy niepotrzebne kurtki, buty, przecieramy lustro, myjemy podłogę. Nieocenionym do mycia kafli, fug, garnków okazuje się nasz zwykły... ocet. Zmieszany w proporcji 200 ml octu i 200 ml płynu do naczyń plus gorąca woda da nam doskonały i skuteczny preparat. Podobnie przy myciu lodówki – wystarczy gąbka z odrobiną octu... No i już posprzątane. Najlepiej już na początku grudnia z tym się uporać aby potem zająć się tylko pieczeniem, prezentami i podniecającym czekaniem na pierwszą gwiazdkę...
Nie powiem, zajęło mi to dobre parę dni, ale efekt był wspaniały! Wyprane firanki zawsze wnoszą specyficzny świeży zapach, na półkach wszystko lśniło, kuchnia zrobiła się jak bistro bo przy okazji inaczej poustawiałam „szkło” i firanki zamieniłam na fikuśne zazdroski! Właściwie już samo posprzątanie wnosi do domu jaką uroczystość, robi się dostojniej bez względu na to czy meble są bogate czy skromne!
Teraz pozostało jeszcze przyniesienie choinki aby tradycji stało się zadość! Do tej pory wystarczały mi świerkowe gałązki włożone do flakonu, a na nich parę symbolicznych małych kolorowych bombek. Teraz kiedy każda gałązka Świerka- Ćwierka i Sosenek-Senek stała się dla mnie niemal jak moje własne ramiona czułabym się jak barbarzyńca ograbiając z nich jakieś inne świerki. Kupiłam zatem malutką sztuczną choineczkę tak sprytnie zrobioną, że wyglądała „jak żywa”. Do tego kolorowe światełka i nie mogąc wytrzymać z ciekawości jaki będzie efekt już ją w nie ubrałam mimo, że do świąt było jeszcze paręnaście dobrych dni... Kiedy wieczorem rozbłysły wszystkimi kolorami, a choinka rzuciła swój cień na ścianę powiększony kilka razy wiedziałam już, że tradycji stało się zadość, i że taki symbol też by zupełnie wystarczył, a wycinanym drzewkom zwrócone zostałoby życie...
I tutaj przypomniało mi się zakończenie świąt jako, że wszystko ma swój początek i koniec. Zakończenie właśnie dla pięknych, wyciętych choinek, trzymanych najpierw na balkonie przed świętami, potem ubieranych w przeróżne ozdoby w ciepłych pokojach, potem zachwyty nimi, zachwyty prezentami pod nimi, a potem powolne opadanie igiełek, schnięcie z braku wody, ciepłego powietrza kaloryferów by na zakończenie pięknego święta, które tak pięknie dekorowały zostały wyrzucone na śmietnik z resztami jeszcze „anielskich włosów”, waty, rozbitych nieraz bombek. Wiatr nimi targa, schną coraz bardziej, aż wreszcie śmieciarka zabiera je wraz z wszystkimi śmieciami i odpadami i wiezie już na kompletne unicestwienie...Ciekawa jestem co czują ci, którzy taką choinkę właśnie wyrzucili na śmietnik, rano idą do pracy i patrzą na nią jak poniewiera się przewrócona, coraz bardziej zeschnięta, czy w ten sposób nie profanują i
unieważniają całych świąt ?
Ewa Radomska / ciąg dalszy nastąpi.../
Można już kupić książkę „Ja z Bajkowa”
zamówić ją można u autorki, cena 28 zł, wysyłając e'maila: ewadu@onet.eu
Dostępna jest także jako e-book, cena 12,30 zł poprzez zamówienie w wydawnictwie czyli: Ja, z Bajkowa-/e-book/-księgarnia internetowa Białe Pióro.
więcej http://www.kobieta50plus.pl/pl/weranda-literacka/ewa-radomska-i-bajkowo