Weranda literacka
Na ten Nowy Rok
Napisałam kilka książek i sporą liczbę artykułów w pismach kobiecych. rnJestem autorką książki „Pełnia życia” o problemach pięćdziesięciolatków
Będę podrzucać w tym miejscu coś ku pokrzepieniu serc i dla poprawy jakości życia. Nazywam się LISA GUTOWSKA i jestem kobietą 50 plus.
Postanowienia są obowiązkowe, ale … Uprzejmie proszę, Miłe Panie, przypomnieć sobie ubiegłoroczne. Nie chcę się nad nikim znęcać, ale, czy nie było tam nic o diecie, gimnastyce, przeczytaniu wszystkich tomów Prousta, wygraniu w lotto, porządkach w piwnicy i nie marszczeniu czoła. A może to wszystko utonęło w mroku niepamięci i można zaczynać od nowa. Ambicja, wieczna nadzieja i wiara w moc pozytywnego myślenia skłania nas o tej porze roku do Mickiewiczowskiego mierzenia sił na zamiary, a nie zamiarów według sił. Sorry, Mistrzu. Jestem realistką. Wprawdzie uwielbiam planowanie, ale raczej to mające szansę urzeczywistnienia. Dlatego moje postanowienia są skromne, skromniutkie, na moją miarę. Nie ma w nich nic o wygraniu tańca z gwiazdami, wynalezieniu lekarstwa na raka, ani nawet o upieczeniu prawdziwej drożdżowej babki. Znam swoje ograniczenia, a pofantazjować lubię nie myląc marzeń z realiami.
Dlatego moje postanowienia są w tym roku pod hasłem – popraw co możesz. Zastanowiłam się dobrze i spisałam, co mnie wkurza. Wkurza, to znaczy denerwuje, stresuje, obniża jakość mojego życia, a nawet być może szkodzi zdrowiu. Precz.
Nie porywam się na zburzenie Narodowego Funduszu Zdrowia, choć pewnie chciałabym. Ja tylko zmienię rodzinnego lekarza. To mi wolno i to jest do zrobienia. Obecny traktuje mnie protekcjonalnie, na wszystko mówi – w tym wieku tak już jest. A ja jestem oczytaną panią po pięćdziesiątce i wiem, że doktorek nie ma racji. A w każdym razie – nie stara się. Nie wiem, czy ta młoda lekarka będzie lepsza, ale muszę spróbować.
Pode mną mieszka troglodyta. To znaczy osobnik mało cywilizowany, który co noc hałasuje. Nie jakieś wielkie brewerie, ale ja się nie wysypiam. I mam poczucie, że dzieje mi się krzywda. Postanowiłam porozmawiać o tym w mojej spółdzielni mieszkaniowej i dzielnicowym. Nie wiem, czy to coś da, ale przynajmniej nie będę się czuła jak ostatnia ofiara. A może akurat troglodyta użyje tej jednej swojej fałdki mózgowej i przestanie po północy trzaskać drzwiami.
Mój materac jest za twardy. Gdy kupowałam nowy, wszyscy mi radzili, tylko twardy, bo to zdrowe na kręgosłup. Kręgosłup ma się świetnie, ale ja cierpię. A jeśli cierpię, to przecież nie jest zdrowo. Obejrzałam już sobie cudo, które chciałabym mieć. Wypróbowałam jego boską elastyczność bez żadnych sprężyn. Tak, jestem delikatną królewną na grochu i wolno mi. Problem jest tylko, że to cudo drogo kosztuje. Wygląda na to, że jeszcze ładnych parę miesięcy będę uszczęśliwiać swój kręgosłup Madejowym łożem, ale już wiem ile będę co miesiąc odkładać na nowy materac. W międzyczasie poszukam najlepszej oferty. A potem będę się wylegiwać do siódmej rano.
Mam też zamiar zmienić operatora mojej komórki, jeśli obecny nie znajdzie dla mnie korzystniejszej taryfy. Chłopak w punkcie obsługi jest bardzo miły, ale nie mam zamiaru płacić co miesiąc za umizgi dwudziestolatka. W moim wieku? To niemoralne.
Dostanie się też Jadzi. Znamy się sto lat i zawsze jest to samo. Jadzia wpada do mnie, albo dzwoni alarmująco, gdy czegoś potrzebuje. A potrzebuje często. A to pożyczyć sukienkę, książkę, parę groszy. Ot, takie tam koleżeńskie przysługi. Ale Jadzia nie oddaje sukienek, groszy, ani książek bez wielokrotnego upominania. A jak już to robi, to z takim grymasem, jak bym była liczykrupą, małostkową zołzą i najgorszą koleżanką, której głupio zależy na tym jednym tomie z kolekcji Agaty Christy. Po co mi to? Jadziu, nie licz więcej już na mnie. Obrazi się? Zapewne. Trudno, to i tak lepsze niż poczucie, że jestem wiecznym jeleniem.
Nawet Jolce nie daruję. Ona jest fajna, ale chce mówić tylko o sobie. Po prostu nie można jej przerwać. A było tak.- wróciłam z sanatorium naładowana wrażeniami i zapraszam Jolkę na kawę, żeby jej wszystko opowiedzieć. Ledwie zaczęłam, a ona już – ja też byłam w zeszłym roku .. i przez godzinę nie dopuściła mnie do głosu opowiadając trzeci raz o swojej kuracji. A jak skończyła, zaraz musiała wyjść. Dość tego. Spróbuje jeszcze raz się z nią umówić i na wstępie wręczę jej list - dziś mówię tylko ja. - Mam nadzieję, że ją zatka i będę mogła w tym czasie wyjaśnić o co mi chodzi. Jeśli nie zrozumie, żegnaj. Zaproszę na kawę tę miłą kobietę, którą spotykam w bibliotece. Komuś muszę opowiedzieć o tym sanatoryjnym flircie.
Jest na mojej liście postanowień jeszcze parę punktów. Nic wielkiego. Wyrzucę te niewygodne buty, które kupiłam za ciężkie pieniądze pięć lat temu. Poproszę sąsiada, żeby przykręcił haczyk, który ciągle wypada. W piękny majowy dzień przejdę się i poszukam w lumpeksach odpowiednich guzików do bluzki, co wisi nienoszona. Odważę się i pomaluję paznokcie na zielono.
I obiecuję sobie, że za rok będę mogła powiedzieć – moje życie stało się milsze. Mniej się denerwuję. Mniej tracę energii na niepotrzebny stres. A tę odzyskaną przeznaczam na tropienie wszystkich uwierających mnie drobiazgów. I rozprawianie się z nimi. Bo to właśnie drobiazgi decydują o jakości naszego życia.
Lisa Gutowska
Postanowienia są obowiązkowe, ale … Uprzejmie proszę, Miłe Panie, przypomnieć sobie ubiegłoroczne. Nie chcę się nad nikim znęcać, ale, czy nie było tam nic o diecie, gimnastyce, przeczytaniu wszystkich tomów Prousta, wygraniu w lotto, porządkach w piwnicy i nie marszczeniu czoła. A może to wszystko utonęło w mroku niepamięci i można zaczynać od nowa. Ambicja, wieczna nadzieja i wiara w moc pozytywnego myślenia skłania nas o tej porze roku do Mickiewiczowskiego mierzenia sił na zamiary, a nie zamiarów według sił. Sorry, Mistrzu. Jestem realistką. Wprawdzie uwielbiam planowanie, ale raczej to mające szansę urzeczywistnienia. Dlatego moje postanowienia są skromne, skromniutkie, na moją miarę. Nie ma w nich nic o wygraniu tańca z gwiazdami, wynalezieniu lekarstwa na raka, ani nawet o upieczeniu prawdziwej drożdżowej babki. Znam swoje ograniczenia, a pofantazjować lubię nie myląc marzeń z realiami.
Dlatego moje postanowienia są w tym roku pod hasłem – popraw co możesz. Zastanowiłam się dobrze i spisałam, co mnie wkurza. Wkurza, to znaczy denerwuje, stresuje, obniża jakość mojego życia, a nawet być może szkodzi zdrowiu. Precz.
Nie porywam się na zburzenie Narodowego Funduszu Zdrowia, choć pewnie chciałabym. Ja tylko zmienię rodzinnego lekarza. To mi wolno i to jest do zrobienia. Obecny traktuje mnie protekcjonalnie, na wszystko mówi – w tym wieku tak już jest. A ja jestem oczytaną panią po pięćdziesiątce i wiem, że doktorek nie ma racji. A w każdym razie – nie stara się. Nie wiem, czy ta młoda lekarka będzie lepsza, ale muszę spróbować.
Pode mną mieszka troglodyta. To znaczy osobnik mało cywilizowany, który co noc hałasuje. Nie jakieś wielkie brewerie, ale ja się nie wysypiam. I mam poczucie, że dzieje mi się krzywda. Postanowiłam porozmawiać o tym w mojej spółdzielni mieszkaniowej i dzielnicowym. Nie wiem, czy to coś da, ale przynajmniej nie będę się czuła jak ostatnia ofiara. A może akurat troglodyta użyje tej jednej swojej fałdki mózgowej i przestanie po północy trzaskać drzwiami.
Mój materac jest za twardy. Gdy kupowałam nowy, wszyscy mi radzili, tylko twardy, bo to zdrowe na kręgosłup. Kręgosłup ma się świetnie, ale ja cierpię. A jeśli cierpię, to przecież nie jest zdrowo. Obejrzałam już sobie cudo, które chciałabym mieć. Wypróbowałam jego boską elastyczność bez żadnych sprężyn. Tak, jestem delikatną królewną na grochu i wolno mi. Problem jest tylko, że to cudo drogo kosztuje. Wygląda na to, że jeszcze ładnych parę miesięcy będę uszczęśliwiać swój kręgosłup Madejowym łożem, ale już wiem ile będę co miesiąc odkładać na nowy materac. W międzyczasie poszukam najlepszej oferty. A potem będę się wylegiwać do siódmej rano.
Mam też zamiar zmienić operatora mojej komórki, jeśli obecny nie znajdzie dla mnie korzystniejszej taryfy. Chłopak w punkcie obsługi jest bardzo miły, ale nie mam zamiaru płacić co miesiąc za umizgi dwudziestolatka. W moim wieku? To niemoralne.
Dostanie się też Jadzi. Znamy się sto lat i zawsze jest to samo. Jadzia wpada do mnie, albo dzwoni alarmująco, gdy czegoś potrzebuje. A potrzebuje często. A to pożyczyć sukienkę, książkę, parę groszy. Ot, takie tam koleżeńskie przysługi. Ale Jadzia nie oddaje sukienek, groszy, ani książek bez wielokrotnego upominania. A jak już to robi, to z takim grymasem, jak bym była liczykrupą, małostkową zołzą i najgorszą koleżanką, której głupio zależy na tym jednym tomie z kolekcji Agaty Christy. Po co mi to? Jadziu, nie licz więcej już na mnie. Obrazi się? Zapewne. Trudno, to i tak lepsze niż poczucie, że jestem wiecznym jeleniem.
Nawet Jolce nie daruję. Ona jest fajna, ale chce mówić tylko o sobie. Po prostu nie można jej przerwać. A było tak.- wróciłam z sanatorium naładowana wrażeniami i zapraszam Jolkę na kawę, żeby jej wszystko opowiedzieć. Ledwie zaczęłam, a ona już – ja też byłam w zeszłym roku .. i przez godzinę nie dopuściła mnie do głosu opowiadając trzeci raz o swojej kuracji. A jak skończyła, zaraz musiała wyjść. Dość tego. Spróbuje jeszcze raz się z nią umówić i na wstępie wręczę jej list - dziś mówię tylko ja. - Mam nadzieję, że ją zatka i będę mogła w tym czasie wyjaśnić o co mi chodzi. Jeśli nie zrozumie, żegnaj. Zaproszę na kawę tę miłą kobietę, którą spotykam w bibliotece. Komuś muszę opowiedzieć o tym sanatoryjnym flircie.
Jest na mojej liście postanowień jeszcze parę punktów. Nic wielkiego. Wyrzucę te niewygodne buty, które kupiłam za ciężkie pieniądze pięć lat temu. Poproszę sąsiada, żeby przykręcił haczyk, który ciągle wypada. W piękny majowy dzień przejdę się i poszukam w lumpeksach odpowiednich guzików do bluzki, co wisi nienoszona. Odważę się i pomaluję paznokcie na zielono.
I obiecuję sobie, że za rok będę mogła powiedzieć – moje życie stało się milsze. Mniej się denerwuję. Mniej tracę energii na niepotrzebny stres. A tę odzyskaną przeznaczam na tropienie wszystkich uwierających mnie drobiazgów. I rozprawianie się z nimi. Bo to właśnie drobiazgi decydują o jakości naszego życia.
Lisa Gutowska
Dołącz do dyskusji - napisz komentarz
Isabel 06/01/2024, 19:48
Sympatyczne postanowienia... może tym razem się uda?
Co do materaca... Jak się ma takiego sąsiada, to żaden materac nie będzie dobry.
Pozdrawiam Panią i życzę powodzenia w 2024.
Ewa Radomska 04/01/2024, 9:48
Ach te literówki rano przed kawą. Oczywiście PANI - bardzo przepraszam
No i oczywiście spełnienia wszystkich malutkich acz tak uprzykrzających życie postanowień!!!
Ewa Radomska 04/01/2024, 9:43
Świetnie Pan napisała! Bo to właśnie diabeł tkwi w szczegółach. A co do koleżanek to ktoś kiedyś powiedział - "Między kobietami nie ma przyjaźni jest tylko pakt o nieagresji"...
Z ciekawością będę czytać kolejne Pani publikacje!
Serdecznie pozdrawiam!