Weranda literacka
Pożegnanie przyjaciela
Mroźny styczniowy słoneczny dzień na pustym cmentarzu.
Pomyliłam godziny i przyszłam na pogrzeb o ponad godzinę za wcześnie.
Spacerowałam, zimno przenikało do kości i mroziło mi oddech, poza
cmentarną kaplicą nie było tu innego schronienia.
W kaplicy było też zimno, ale przytulniej.
W kaplicy było też zimno, ale przytulniej.
Na podeście stała piękna urna z prochami Borysa, dookoła wieńce i kwiaty. Usiadłam w ostatniej ławce, myśląc o nim, wspominając czasy kiedy był moim nauczycielem. Tak nagle odszedł, nawet nie zdążył pożegnać się z przyjaciółmi, umarł w marszu codzienności. W tych dniach byliśmy umówieni na spotkanie towarzyskie, telefonowaliśmy przed kilkoma dniami.
Za chwilę wtargnie tu tłum jego uczniów i przyjaciół… obok w kościele w tym czasie odbywała się żałobna msza św. Dzieliła mnie może godzina, może mniej od ceremonii pogrzebowej, byłam zadowolona, że mogę z nim w samotności porozmawiać.
Gwałtownie drzwi otworzono i weszła kobieta, pracownica cmentarza, zwróciła mi uwagę, że jestem tu za wcześnie. Powiedziałam, że specjalnie przyszłam tak wcześnie, aby pożegnać zmarłego. Nie podobała się jej moja odpowiedź.
Z korytarza dochodziła rozmowa, wszystkiego nie usłyszałam…
Drzwi ponownie otworzyły się i zobaczyłam dwóch mężczyzn. Jeden z nich trzymał w dłoniach metalową kapsułę, drugi poprosił mnie o opuszczenie kaplicy, ponieważ chcą przesypać spopielone ciało do urny. Już zamierzałam wyjść, gdy w tym momencie do kaplicy wtargnął tłum ludzi. Mężczyźni wycofali się do biura. Usłyszałam tylko słowa: „przesypiemy potem".
Pogrzeb był uroczysty z rytuałami, przemówieniami pożegnalnymi. Przyszły tłumy ludzi, można było zgubić się w tym natłoku. Podczas pogrzebu miałam świadomość tego, że prochy Borysa stoją w biurze i nie dawało mi to spokoju.
Miałam ochotę krzyknąć na cały głos: „ludzie ta urna jest pusta”, lecz nie miałam odwagi. Dotrwałam do końca ceremonii, ale świadomość posiadania tej prawdy była obciążająca.
Wróciłam do kaplicy i zajrzałam przez szklaną szybę w drzwiach do biura, kapsuła stała dalej na biurku. Urzędniczka natychmiast wyszła, spojrzała na mnie nieprzyjaźnie:
– Pani jeszcze tutaj, kogo pani szuka? – zapytała.
Pogrzeb się już skończył...
Chciałam coś powiedzieć… ale zabrakło mi słów.
Ludzie powoli opuszczali cmentarz, grób zasypano, położono wieńce, kwiaty. Powoli robiło się coraz bardziej pusto. Biuro też zamknięto - razem z prochami Borysa.
Dziwne było to ostatnie pożegnanie… było pięknie… ale bez zmarłego.
Izabella Degen
Warto przeczytać wywiad z Autorką
https://www.kobieta50plus.pl/pl/styl-50-plus/wywiad-z-izabella-degen
Dołącz do dyskusji - napisz komentarz
Ewa Radomska 23/01/2022, 8:34
Widać, że nie tylko za życia, ale i po śmierci mogą nas spotkać niespodzianki, ale wtedy już nie mamy na to wpływu... Opowiadanie niesamowite, samo życie mimo, że po śmierci...
Isabel 22/01/2022, 17:33
Tekst może jest szokujący, ale tak się zdarzyło. Napisałam go po latach, kiedy przerobiłam to wydarzenie.
W naszym życiu ważne są rytuały, a my ludzie jesteśmy częścią przyrody i wszechświata. Przychodzi czas, że musimy z przyrodą zespolić się... wtedy jest obojętne czy nasze spopielone ciało jest w grobie czy na grobie. Ważne, że rytuał pożegnania został pięknie odprawiony. Bo cóż... nasze życie składa się właśnie z rytuałów.