Ślicznotki z PRL-u
Zaistniał on dzięki programowi realizowanemu przez Instytut Wzornictwa Przemysłowego w Warszawie, którego jednym z zadań było przygotowanie nowych wzorów dla państwowych fabryk porcelany. W prasie i dyskursie w okresie odwilży w połowie lat 50. w XX wieku pojawiło się nawoływanie do wyrugowania brzydoty z mieszkań i zwrócenie uwagi na rolę estetyki w codziennym życiu. Drobna ceramika sprawdziła się zaspokajając potrzeby estetyczne, dawała możliwość kształtowania najbliższego otoczenia, a jej popularność była duża ponieważ połączyła dostępność i piękno. W ramach tego projektu powołano zespół disagnerów. Henryk Jędrasiak (1916 - 2002), Mieczysław Naruszewicz (1923 - 2006), Hanna Orthwein (1916 - 1968) i Lubomir Tomaszewski (1923 - 2018) z wykształcenia rzeźbiarze, stworzyli szereg propozycji, które trafiły do produkcji we wszystkich polskich fabrykach porcelany od Ćmielowa po Wałbrzych. Produkcja była dotowana w ilości ustalonej odgórnie, więc ceny były niskie, a krótkie serie wpływały na popyt.
Na wystawie zaprezentowano kolekcję prywatną Tomasza Dziewickiego, uzupełnioną obiektami ze zbiorów muzeów narodowych w Warszawie i Wrocławiu. Kolekcję Dziewickiego rozpoczęła figurka, którą kupił na targu staroci, bo miała interesujący kształt i przypominała mu podobny przedmiot zdobiący regał rodzinnego domu. Dziś jego kolekcja liczy ponad 350 obiektów i jest zbiorem dokumentującym większość powstałych wówczas rzeźb.
Lubomir Tomaszewski zaprojektował niezwykle różnorodny zespół figurek, obok rozmaitych zwierząt - od domowego ptactwa (kogut, kurka), mieszkańców lasów (lis, sarna) i egzotycznych krain (wielbłąd, bawół), najwięcej w nim jednak postaci ludzkich (Dziewczyna w spodniach, Śpiewaczka, Dziewczyna z lustrem). Spośród jego dzieł najsilniej oddziałują te przedstawienia zwierząt i ptaków, w których widać napięcie, ruch lub brutalną siłę, coś, co zmaga się z grawitacją, aby utrzymać swą moc.
Innymi rozwiązaniami kompozycyjnymi bryły operuje Hanna Orthwein, której Wiewiórka uchwycona w biegu przedstawia mały, zgrabny korpusik, obciążony wielkim, pękatym, długim ogonem . Artystka preferuje formy kubiczne (Miś), czasami eksponując biomorficzne krągłości (Ślimak, Żółw). Efekty jej prac znane są jako "figurki ćmielowskie", z których 33 modele z tego zbioru zidentyfikowano jako prace Hanny Orthwein. Artystka projektowała również dzbany i wazony ceramiczne, kafle malowane i biżuterię.
Henryk Jędrasiak w swoich działaniach rzeźbiarskich testuje możliwości tworzywa. Artysta tworzy bryły zestawione z dwu kontrastowych elementów - pełnego i budowlanego ażuru. Pojawiają się też figury dwuczłonowe Marabut, Pawian i Bażant. Z całej czwórki najintensywniej stara się wydobyć i podkreślić właściwą porcelanie kruchość.
Mieczysław Naruszewicz jest jednym z tych artystów, którzy swoimi projektami w jakiś sposób odmienili oblicze polskiej sztuki. Silnie zdynamizowane formy figurek Naruszewicza dla polskiej rzeźby kameralnej były prawdziwą rewolucją. Naruszewicz stworzył świat zupełnie nowych, niewidzianych nigdzie na świecie do tej pory form, które już w momencie powstania, w latach 50. XX wieku, zyskały ogromną popularność, którą cieszą się do dzisiaj. Projekty twórcy to miniaturowe, ale zupełnie samodzielne i niezależne dzieła sztuki. Warto w twórczości Naruszewicza przyjrzeć się figurkom kotów, bo to właśnie jego projekt Kot leżący/Leżąca kotka jest tym, który przyniósł mu najwięcej popularności. Jego koty są przedstawiane bardzo syntetycznie, są niezwykle oszczędne, nie posiadają zbyt wielu detali, jednak są bardzo sugestywne w swoim wyrazie i przez swoje giętkie, łukowate formy bardzo zapadają w pamięć.
Ważne było to, że wszyscy projektanci byli z wykształcenia rzeźbiarzami, dla których przede wszystkim liczyła się kompozycja, walory materiału. Dbali o to, żeby figurki były nowoczesne i stanowiły ciekawy element wystroju wnętrz. Na Zachodzie modny był nurt organiczny, ale do Polski trafiały tylko odpryski. Nie wzorowali się na nikim. Tworzyli w pewnym oderwaniu. Wypracowali własny styl, ale to wypływało raczej z dobrego wykształcenia, przemyśleń, zdolności, nawiązań do rzeźby awangardowej, a nie z naśladownictwa.
Zwierzątka i ludziki z Zakładu Ceramiki InstytutuWzornictwa Przemysłowego cieszyły się uznaniem w kraju i na świecie, odnosiły sukcesy na międzynarodowych targach, były reprodukowane w prasie branżowej. Wielka czwórka była pionierami, jeśli chodzi o produkcję ceramiki w krajach socjalistycznych. Na Węgrzech czy w Czechosłowacji tego typu figurki pojawiły się kilka lat po naszych.
Czteroosobowemu zespołowi projektantów udało się osiągnąć zamierzony cel – stworzenie nowego stylu rzeźby kameralnej.
Byłam na wystawie 2 razy, i pójdę jeszcze parę, zachęcając wszystkich, aby zrobili to samo i poszli chociaż raz.
Korzystałam z informacji Internetu i folderu reklamowego wystawy.
Ewa Semków / tekst i zdjęcie
Warto przeczytać inny tekst Autorki
https://www.kobieta50plus.pl/pl/weranda-literacka/moje-sanatoryjne-zycie
Dołącz do dyskusji - napisz komentarz
Bieta 05/02/2025, 19:29
Nie wszystko w PRL było marne. Zycie artystyczne we Wrocławiu w latach mojej młodości kwitło. Przede wszystkim dzięki Festiwalowi Teatru Otwartego, którego ważna postacią był Jerzy Grotowski. Festiwal miał światowy rozmach. Przyjeżdżali artyści i sławne zespoły z całego zachodniego świata. Wystawy malarskie w BWA przy Świdnickiej były na najwyższym poziomie. Tomaszewski z jego pantomimą - to było coś. Profesor Degler z uniwersyteckiej "Polonistyki" rozsiewał czar poparty niebywałą erudycją. Działo się!