Weranda literacka
To nie jest świat dla starych ludzi.
Jest taki film braci Coen nakręcony na podstawie opowiadania, którego autorem jest laureat nagrody Pulitzera Cormac McCarthy, noszący tytuł "To nie jest kraj dla starych ludzi" i jest horrorem. Strawestowałam nieco ten tytuł, bo uważam, że nasze życie, życie starych ludzi staje się powoli - pomimo wszelkich udogodnień - horrorem. I nie tylko dlatego, że ustają, spowalniają się nasze funkcje życiowe, a organizm się zwyczajnie zużywa. I nie pomogą stwierdzenia, że starość przyjęta świadomie jest mniej stara. Przede wszystkim dlatego, że czasy w których żyjemy uległy w każdej dziedzinie tak dynamicznemu rozwojowi , że po prostu nie nadążamy. Oglądam się wstecz i widzę trzy pokolenia, które wyrosły, dojrzały po mnie. Trzy pokolenia - to dużo. Widzę jak bardzo zmieniła się każda dziedzina naszego życia. Wystarczy spojrzeć na maszyny do pisania. Pracując w dużej bibliotece wydziałowej jednej z wrocławskich uczelni, katalogowałam nowości wydawnicze na topornej "Optimie". Potem w innej pracy pisząc sprawozdania z rady wydziału miałam już maszynę elektryczną, na której mogłam poprawiać błędy i wydrukować jedną kopię. A potem nastały komputery. Uff ! Jaka ulga. Odchodząc na emeryturę orientowałam się w sferze komputerowej i komórkowej. I dalej staram się nadążać, z tej perspektywy obserwując świat, życie. Jeszcze kilka lat temu na pytanie ankietera czy jestem gorzej traktowana z powodu wieku - odpowiedziałam przecząco. Teraz odpowiedź byłaby inna. Jestem często (za często) traktowana protekcjonalnie, deprecjonuje się mnie, ponieważ nie chcę kupić czegoś, co zrobi ze mnie osobę szczęśliwą, albo światową damę. Jednocześnie często chce się mnie naciągnąć na inwestycje, zakupy, licząc na mój brak rozeznania, czy samodzielnego myślenia.
Patrzę na młodych ludzi, którym jest bardzo trudno żyć, bowiem żyjemy w czasach kryzysu wartości, uznawanych jeszcze do niedawna za obowiązujące i ponadczasowe. Spoglądam na młodych, którym się mąci w głowach nowymi perspektywami dotyczącymi płci, związków małżeńskich, a właściwie konkubenckich i bardzo im współczuję, nie z powodu wachlarza możliwości, ale z powodu fałszu, kłamstwa, które zawierają te poglądy. Współczuję wszechobecnej poprawności politycznej, a szczególnie feminizacji nazw zawodów: minister - ministra, chirurg - chirurżka. Znamienne, że kobiety zajmujące kierownicze stanowiska, jednak wolą, aby zwracać się do nich: pani dyrektor, czy pani kierownik. Współczuję im plugawego języka, którym posługują się już nawet dzieciaki kopiące piłkę na boisku. Dawniej można było palić papierosy w miejscach publicznych i za tym nie tęsknię. Ale kobiety nie paliły na ulicy. Poza tym w ciągu paru lat mojego palenia, związane to było z miłymi rytuałami, z przyjemnością. A teraz stojąc na przystanku, patrzę na ludzi trzymających plastikowe pudełeczka przy twarzy i wypuszczających z ust coś na kształt dymu. I to jest współczesne palenie papierosa. Gdzie tu przyjemność?
Myślę o moich rodzicach, którzy nie byli narażeni na taki szok kulturowy. Bo owszem, moda się zmieniała. Pojawiło się mini, potem midi, spodnie dzwony, długie włosy chłopców, buty z długimi noskami, ale cóż to jest wobec dziwactw współczesnej mody. Także młodzieżowa muzyka, radosna twórczość tekściarska była inna i nie każdemu starszemu się podobała. Młodzieżowe zespoły, że przypomnę tu Niebiesko - Czarnych, Czerwono-Czarnych, Tajfuny, Skaldów, The Beatles, The Rolling Stones, nazywano ich szarpidrutami, a Niemena wyjcem. Ale nam, młodym to się podobało. I czas pokazał, że często są to utwory ponadczasowe, do których chętnie wracają współcześni piosenkarze, śpiewając je w nowych aranżacjach.
Niedawno, będąc u starszego wiekiem lekarza, pozwoliłam sobie zapytać, dlaczego tolerował młodą pacjentkę z ogromnym kubkiem kawy w dłoniach i nie kazał jej zostawić go na korytarzu. Pan doktor odpowiedział, że tego nawet nie zauważył, a zwracać uwagi i tak nie będzie, bo od jakiegoś czasu ustawił się na pozycji obserwatora i nie interweniuje nawet w słusznej sprawie. Poza tym, każdy wiek ma swoje prawa i my też w młodości nie byliśmy święci. Odpowiedziałam, że to prawda, ale kulturalnego zachowania uczono nas nieustannie i ono obowiązuje także dzisiaj, ułatwiając kontakty międzyludzkie.
Jestem zmęczona i mam ochotę stanąć z boku i odpuścić. Ale wiem, że nie mogę tego zrobić, muszę się wysilić, bo młodzi potrzebują - w tym świecie pełnym ułudy - dobrego przykładu, rady, pomocnej dłoni, wsparcia, jakiegoś drogowskazu. I wbrew pozorom oni patrzą na nas, słuchają, wyciągają wnioski. Postarajmy się, pomóżmy im.
Ewa Semków
Inny tekst Autorki pod linkiem
https://www.kobieta50plus.pl/pl/weranda-literacka/zapach-poznego-lata
Patrzę na młodych ludzi, którym jest bardzo trudno żyć, bowiem żyjemy w czasach kryzysu wartości, uznawanych jeszcze do niedawna za obowiązujące i ponadczasowe. Spoglądam na młodych, którym się mąci w głowach nowymi perspektywami dotyczącymi płci, związków małżeńskich, a właściwie konkubenckich i bardzo im współczuję, nie z powodu wachlarza możliwości, ale z powodu fałszu, kłamstwa, które zawierają te poglądy. Współczuję wszechobecnej poprawności politycznej, a szczególnie feminizacji nazw zawodów: minister - ministra, chirurg - chirurżka. Znamienne, że kobiety zajmujące kierownicze stanowiska, jednak wolą, aby zwracać się do nich: pani dyrektor, czy pani kierownik. Współczuję im plugawego języka, którym posługują się już nawet dzieciaki kopiące piłkę na boisku. Dawniej można było palić papierosy w miejscach publicznych i za tym nie tęsknię. Ale kobiety nie paliły na ulicy. Poza tym w ciągu paru lat mojego palenia, związane to było z miłymi rytuałami, z przyjemnością. A teraz stojąc na przystanku, patrzę na ludzi trzymających plastikowe pudełeczka przy twarzy i wypuszczających z ust coś na kształt dymu. I to jest współczesne palenie papierosa. Gdzie tu przyjemność?
Myślę o moich rodzicach, którzy nie byli narażeni na taki szok kulturowy. Bo owszem, moda się zmieniała. Pojawiło się mini, potem midi, spodnie dzwony, długie włosy chłopców, buty z długimi noskami, ale cóż to jest wobec dziwactw współczesnej mody. Także młodzieżowa muzyka, radosna twórczość tekściarska była inna i nie każdemu starszemu się podobała. Młodzieżowe zespoły, że przypomnę tu Niebiesko - Czarnych, Czerwono-Czarnych, Tajfuny, Skaldów, The Beatles, The Rolling Stones, nazywano ich szarpidrutami, a Niemena wyjcem. Ale nam, młodym to się podobało. I czas pokazał, że często są to utwory ponadczasowe, do których chętnie wracają współcześni piosenkarze, śpiewając je w nowych aranżacjach.
Niedawno, będąc u starszego wiekiem lekarza, pozwoliłam sobie zapytać, dlaczego tolerował młodą pacjentkę z ogromnym kubkiem kawy w dłoniach i nie kazał jej zostawić go na korytarzu. Pan doktor odpowiedział, że tego nawet nie zauważył, a zwracać uwagi i tak nie będzie, bo od jakiegoś czasu ustawił się na pozycji obserwatora i nie interweniuje nawet w słusznej sprawie. Poza tym, każdy wiek ma swoje prawa i my też w młodości nie byliśmy święci. Odpowiedziałam, że to prawda, ale kulturalnego zachowania uczono nas nieustannie i ono obowiązuje także dzisiaj, ułatwiając kontakty międzyludzkie.
Jestem zmęczona i mam ochotę stanąć z boku i odpuścić. Ale wiem, że nie mogę tego zrobić, muszę się wysilić, bo młodzi potrzebują - w tym świecie pełnym ułudy - dobrego przykładu, rady, pomocnej dłoni, wsparcia, jakiegoś drogowskazu. I wbrew pozorom oni patrzą na nas, słuchają, wyciągają wnioski. Postarajmy się, pomóżmy im.
Ewa Semków
Inny tekst Autorki pod linkiem
https://www.kobieta50plus.pl/pl/weranda-literacka/zapach-poznego-lata
Dołącz do dyskusji - napisz komentarz
Elżbieta po sąsiedzku 14/02/2024, 12:14
Ewo.
Gratuluję, jak zwykle. E.
Kobieta tolerancyjna 15/12/2023, 13:38
Artykuł ma swoje prawa i na pewno jest potrzebny. Jestem również seniorką z tamtej epoki, ale staram się być tolerancyjna i często patrzę z przymróżeniem oka na to co dzieje się wokół mnie.
Patrzę podobnie jak Pani Anka, choć jestem od niej o wiele starsza. Podobno kto nosi w sobie ciekawość życia starzeje się wolniej?
Jedynie co mnie stresuje to brak kultury u młodych ludzi. Ale dlaczego tak się dzieje? Przykład idzie z góry... nie będę rozwijać tego tematu.
Ja też lubię kulturę i elegancję minionego czasu i staram się podkreślać wszędzie uprzejmością i dobrymi manierami.
Feminatywy mają swoją historię, narodziły się w czasach emancypacji kobiet, ale po II wojnie światowej władze komunistyczne ich zakazały. W wielu językach obcych przetrwały do dziś. Moim zdaniem feminatywy to kwestia przyzwyczajenia.
A może będziemy łagodniejsze dla nowych pokoleń... bo nasz czas niestety powoli się kurczy.
Czytelniczka 09/12/2023, 11:36
Nie wiem jaki zawód prezentuje pani Anna wypowiadająca się poniżej, ale dziwię się, że zachwyca się wszelkimi zmianami nie zauważając, że odbywają się w atmosferze chamstwa, braku kultury, szacunku i ogólnej nienawiści. Co z tego, że świat jest piękny - owszem jest, ale jego piękno kształtują ludzie, przyroda i zwierzęta. A tymczasem co mamy? Ludzie wciąż hołdują zasadzie "człowiek człowiekowi wilkiem", przyrodę niszczą bezmyślnie bo woreczek plastikowy na jedną bułkę jest ważniejszy niż czystość powietrza, a zwierzęta są do wyładowywania chorej, wstrętnej agresji jak to jakiś "bohater" katuje psa bo za wolno biegnie za jego rowerem, a bezmyślny inny wystawia na mróz na skraju lasu w kartonie małe kocięta.
Młodzież trafia coraz bardziej do poradni psychiatrycznej, ćpa co się da, feministki z zrobiły z kobiet facetów, a nowe nazwy zawodów sfeminizowane odbierają im całą godność i rangę.
Pozdrawiam i życzę wnkliwszego spojrzenia na sprawę.
Anka 07/12/2023, 11:04
Dziękuję za ten tekst. Przypomina mi on, że starsze pokolenie (do którego zaczynam się chyba też zaliczać, bo 50–tka stuknęła już parę lat temu), ma swoje widzenie rzeczywistości i otaczającego świata. I godzę się z faktem, że każdy ma prawo do własnych przemyśleń i własnej oceny rzeczywistości. Punkt widzenia zaprezentowany przez Ewę jest jednym z głosów, których nie należy lekceważyć, nawet mając zupełnie inne widzenie świata. I ten mój sposób widzenia świata chciałam tu krótko przedstawić.
Tak, świat się zmienia i im jesteśmy starsi, tym trudniej nam zaakceptować te zmiany, gorzej się w nich odnajdujemy. Można przyjąć postawę kontestacji współczesnych wzorców kulturowych, muzyki, filmu, literatury i wyrażać swoją dezaprobatę, ale można też pozostać obserwatorem, który stara się poznać, aby zrozumieć. Taki obserwator czasem się zaśmieje, czasem zbulwersuje, innym razem wścieknie, ale wszystko próbuje zobaczyć z różnych perspektyw. Bliższa jest mi ta druga opcja – obserwuję, bo chcę zrozumieć, staram się nie osądzać, unikam radykalizmów. Uważam, że nie ma szans na zatrzymanie pędu współczesności i nie pomoże nic nasze biadolenie. Świat przyspieszył, daje coraz więcej możliwości i jest coraz bardziej różnorodny. Moda, muzyka, wzorce kulturowe… Moim zdaniem podobne rzeczy działy się w przeszłości, ale nie mówiło się o nich, bo były tematem tabu, albo po prostu nie miały wzięcia w ówczesnych mediach. Tymczasem świat idzie naprzód, a nauka daje odpowiedzi na wiele pytań. To, co kiedyś było chorobą, dewiacją, już nie jest tak definiowane i staje się jednym z elementów układanki składającej się na naszą rzeczywistość, czy tego chcemy czy nie. Teraz mówi się głośno o związkach partnerskich, o tym, że jesteśmy różni, szuka się nowych nazw na rzeczy, które znane były od bardzo dawna, ale inaczej postrzegane. Fałsz, kłamstwo i obłuda? Czy to definiuje nasze czasy? Bo kiedyś było lepiej? Przecież były związki nieformalne, w tym jednopłciowe, dzieci nieślubne, było też tzw. drugie życie. Na zewnątrz idealne małżeństwa, a w rzeczywistości kochanek, kochanka, skoki na bok… Czy teraz nie jest uczciwie, gdy zaakceptujemy rzeczywistość taką, jaka jest i nie mydlimy innym oczu, np. de facto fikcyjnymi związkami sakramentalnymi?
Nasi rodzice i dziadkowie też byli świadkami rzeczy dla nich szokujących, jak np. rewolucja obyczajowa lat 60-tych, ruchy hippisowskie, ekstrawagancka moda i głośna muzyka. Teraz wspominamy to z sentymentem, bo to czasy naszego dzieciństwa i młodości, a przecież mamy tendencję do pamiętania dobrych rzeczy i wypierania tych złych. Nasz radykalizm jakoś dziwnie dotyczy współczesności, a przeszłość wygładza się i idealizuje.
Z zaciekawieniem przyglądam się feminatywom - niektóre mają się świetnie, np. sprzedawczyni, nauczycielka, lekarka, sprzątaczka. Czy tylko te zawody mają być kojarzone z rolą kobiety? Nie, więc dlaczego nie poszukiwać nazw na inne zawody, wcześniej przynależne głównie mężczyznom? Już mnie nie razi ministra, gościni czy naukowczyni. Dlaczego nie wykorzystać możliwości naszego pięknego języka? Zwracamy się do dyrektorki „pani dyrektor”, ale o niej mówimy dyrektorka i nie ma w tym nic niestosownego. Pani dyrektorko, pani redaktorko? Teraz brzmi to trochę dziwnie, ale czemu nie, pewnie za jakiś czas stanie się normą…
Wolę traktować naszą współczesność jako ciekawy czas, jako wielki eksperyment ludzkości i wierzyć, że przyniesie on więcej dobrego niż złego. Pewnie, że z wiekiem jest mi coraz trudniej, ale tym bardziej wysilam się, aby zrozumieć otaczający świat i to, co się w nim i z nim dzieje. I tego życzę paniom – czytelniczkom Werandy literackiej, przeżywającym tęsknotę za tym, co było kiedyś. Uśmiechnijcie się do przeszłości i obudźcie w sobie ciekawość dziecka patrząc na teraźniejszość.
Ewa Radomska 13/11/2023, 10:49
To już powoli nie jest świat dla nikogo. Najbardziej szkoda dzieci i koszmarnego systemu szkolnego jaki im zafundowano. Czy ktoś poniesie za to kiedyś odpowiedzialność?
Dziękuję Ci za ten artykuł.
Pozdrawiam serdecznie