Weranda literacka

Życie po pięćdziesiątce - na wesoło!

Postanowiłam poszukać sobie męża.

Ale po pięćdziesiątce nie jest to takie łatwe choć jak się  pięćdziesiątkę wypije to wstępuje animusz, że nic tylko palcami pstryknąć i już jest! Popatrzyłam na siebie w lustrze. Z przodu jeszcze jako tako, prawie po drobnym retuszu rozkosznych piegów, które wciąż tańczą walca na mojej twarzy jakby był zawsze maj, można by na późne liceum się załapać, ale z tyłu gorzej bo kręgosłup z latami zrobił mi się jakiś przygarbiony jak żebrakowi proszącemu o wsparcie, a jedna pięta stała się achillesowa i boli wciąż od  szpilki onegdaj trochę za wysokiej...

        Ale jak to zrobić? Niektórzy mówią „siedź w kącie, a cię znajdą”. Postanowiłam potraktować tę radę dosłownie i w pewien ponury, jesienny poranek usiadłam w kącie mojego jedynego pokoju i czekam! Czekam i czekam, a tu nic. Ale podobno cierpliwość jest to ostatni klucz, który otwiera drzwi więc czekam dalej niech się dzieje co chce...
       Aż tu nagle puk, puk do drzwi. Ale boję się wyjść z mojego kąta, bo a nuż ja wyjdę, a on ten wymarzony i wyśniony w tym czasie przyjdzie? Ale pukanie jest coraz mocniejsze więc widzę, że nie ma co, trzeba zwolnić na chwilę posterunek...
        Otwieram drzwi i co widzę - listonosz, też dobrze po pięćdziesiątce, stoi i w ręce list polecony dla mnie trzyma. Nie wiem co prawda, kto mi go polecił, ale podpisuję, że niby wiem, żeby na jakąś nieprzystosowaną społecznie nie wypaść... Rzucam szybko okiem na pieczątkę, a to wyciąg z konta w banku, właśnie zerowy, jak dobrze pamiętam, ale koperta obiecująco wygląda i pewności   siebie dodaje...

- Co pani nie otwiera jak pukam – pyta lekko wkurzony.
- No bo siedzę w kącie i czekam na męża! - mówię zgodnie z prawdą.
- To pani ma męża ? - pyta zdziwiony - zawsze myślałem, że pani mieszka sama...
- Pewnie, że sama, ale to nie znaczy, że nie mogę czekać na męża, a nuż przyjdzie i znajdzie mnie w kącie...
Popatrzył na mnie z zaciekawieniem i zapytał:
- A ile pani tych kątów ma, bo ja właśnie szukam jakiegoś kąta...
-To pan też chce czekać na kogoś w kącie może ktoś pana znajdzie? -odpaliłam wzruszona. - To może ja zaproszę pana do mojego kąta razem będzie raźniej...- nawet nie wiedziałam jak to się stało, że zdobyłam się na taką odwagę...
- Co pani mówi, naprawdę? – zapytał całkiem uradowany. - A nie będzie pani przeszkadzało, że mam kręgosłup pogięty jak żebrak proszący o jałmużnę od noszenia tych ciężkich toreb z listami i  jedna pięta w nodze już mi prawie całkiem wysiadła od  opędzania się od zajadłych psów adresatów?  Ale jak wypiję pięćdziesiątkę to zatańczyć jeszcze mogę walca jakby był maj!

       I jak tu nie wierzyć w stare porzekadła! A my stworzyliśmy jeszcze nowe – nieraz zerowe konto w banku może okazać się wielką wygraną!

                                                                                                           
Ewa Radomska

Dołącz do dyskusji - napisz komentarz

Prosimy o zachowanie kultury wypowiedzi.
Obraźliwe komentarze są blokowane wraz z ich autorami.

Artykuł nie posiada jeszcze żadnych komentarzy.

Dodaj pierwszy komentarz i bądź motorem nowej dyskusji. Zachęcamy do tego.