Wspomnienia Świerka-Ćwierka dobiegły końca

 
Zaczęła się jesień... Liście żółkły i opadały ścieląc trawnik złotym dywanem...Winogrona stały się granatowe jak najlepszy atrament i słodkie jak dojrzały miód... Dzień robił się krótszy i kończył się lekkim chłodem. Przyroda przygotowywała się do zimy...

                Skoro będzie zima to nie wiem czy Świerk-Ćwierk też nie zamilknie  i wstrzyma swoje życiodajne soki aż do wiosny, a zatem trzeba go jeszcze zapytać o dalsze losy Michałka bo nie tylko, że byłam ich ciekawa, ale chciałam mieć także już cały obraz mojego Bajkowa aby wiedzieć skąd zaczynam....

                  „Mimozami jesień się zaczyna...” - śpiewał w tranzystorowym  radyjku Czesław Niemen. Po wysłuchaniu  tej pięknej i nostalgicznej piosenki wg wiersza Juliana Tuwima zgasiłam radyjko i podeszłam do Świerka-Ćwierka przytulając jak zwykle policzek do jego pnia... On  już wiedział, że to jest prośba o rozmowę...Wiedział też czego będzie dotyczyć – zakończenia opowieści o Michałku, a jednocześnie  historii tego kawałeczka ziemi dopóki nie stał się moim...Zamruczał, westchnął z czego wywnioskowałam, że będzie to najbardziej smutna opowieść... I może właśnie jesień była dobra akurat do niej, a jeszcze lepsza  zima, która mrozi wszystko, bo nieraz trzeba zamrozić serce aby nie pękło z rozpaczy...„Otóż- zaczął Świerk- Ćwierk Michałek i jego żona kochali się, szanowali, żyli zgodnie, ale nie wiadomo czemu nie doczekali się dzieci...Przychodzili tu nieraz ze swoimi znajomymi, którzy mieli ze sobą pociechy baraszkujące po działce, bawiące się  różnymi zabawkami jak on kiedyś i też mówiące swoim dziecięcym językiem... Michałek i jego żona wykazywali wobec nich o wiele większą cierpliwość kiedy rozrabiały niż ich rodzice – był w tym ukryty głód macierzyństwa i ojcostwa –zapewne  wiele by dali nawet za jeszcze większych „rozrabiaków” byle tylko były...Ale życie układa się tak jak się układa, nikt nie przewidzi jego scenariusza, nie pozostaje nic innego tylko pogodzić się z tym co przyniesie i to czego nie dostało się zrekompensować sobie czym innym.  Dla Michałka i jego żony tym czymś  była praca. Aż pewnego razu zdarzyło się nieszczęście...   

        Żona Michałka, która jak wiesz była lekarzem, tuż przed emeryturą, zaraziła się śmiertelnie od pacjenta... Nic nie dało się zrobić... Leczyła się przez dłuższy czas, była bardzo lubiana i szanowana, nawet złożono się na drogie lekarstwa dla niej, ale to nie pomogło...Michałek został sam...A tyle sobie obiecywali jak już oboje będą  wolni, może pojeżdżą po świecie na co nie mieli do tej pory czasu bo właśnie praca ich zanadto absorbowała....Owszem przeszedł na emeryturę zgodnie ze swoim wiekiem, ale  jako doradca techniczny wciąż był związany ze swoim zakładem bo teraz tylko  to mu już pozostało... Był świetnym fachowcem, ciągle był potrzebny, ale nic nie trwa wiecznie... W końcu siły zaczęły go opuszczać  i wtedy została mu już tylko ta działka... Przychodził tu głównie aby posiedzieć, rozmyślać... Czasami coś posadził, ot tak sobie, jesienią zrywał jabłka i winogrona, ale widziałem, że robi to bez entuzjazmu, że zanosi je potem może sąsiadom, a może rozdaje każdemu kto zechce...  Któregoś dnia wyszedł jak zwykle, nic nie zapowiadało, że  już nie wróci.... Ale już nie wrócił...Domyślasz się zapewne, tak samo jak ja, co się stało... Dołączył do swoich ukochanych rodziców i żony i zapewne teraz z góry patrzą na to swoje ukochane kiedyś przez nich miejsce....
                                                                                        
                Świerk-Ćwierk zamilkł po czym poruszył największą gałęzią jak ręką, która mówi na pożegnanie pa, pa... Opowiedział mi już wszystko o tym miejscu, o Michałku. Były to dla niego i piękne wspomnienia i smutne zarazem bo kończyły jakiś etap, do którego przywiązał się i był jego niemym świadkiem...- Od tej pory  kochany Świerku- Ćwierku będziemy opowiadać sobie tylko  o wesołych sprawach -  o Kitce-Mitce, o Czarnym Kocie, o srokach  kłócących się na płocie, o lecącym wysoko samolocie – żartowałam abyśmy nie żegnali się w smutku ...Wiedziałam,że teraz musiał odetchnąć  po upalnym lecie, nabrać  tyle wody ile się da aby nakarmić wszystkie swoje igiełki  i gałęzie, aby  miały dużo  siły na utrzymanie czap śniegu  gdyby zima okazała się wyjątkowo mroźna i  śnieżna... 
      
                      Pogładziłam czule jego pień...  A zatem  wiedziałam już wszystko o historii mojego Bajkowa i  Michałka... Teraz ja  byłam  ciągiem dalszym tego miejsca i tych ludzi i będę o nie dbać z całego serca do samego końca...                                                                
                 

Ewa Radomska / ciąg dalszy nastąpi.../


Można już kupić książkę „Ja z Bajkowa”  zamówić ją można u Autorki, cena 28 zł, wysyłając e'maila: ewadu@onet.eu
Dostępna jest także jako e-book, cena 12,30 zł poprzez zamówienie w wydawnictwie czyli: Ja, z Bajkowa-/e-book/-księgarnia internetowa Białe Pióro.

więcej  http://www.kobieta50plus.pl/pl/weranda-literacka/ewa-radomska-i-bajkowo