Kiedy już Czarny Kot zagościł w naszych domach doszłyśmy z panią Basia do wniosku, że „kot to też cz


Dwa pokoje, kuchnia, łazienka i mały przedpokój... czego więcej potrzeba do szczęścia kiedy mieszka się samemu? Można by zakrzyknąć, że miłości – ależ tak!  Ale ona jest, wszechobecna, we wszystkim, nie tylko mężczyzny do kobiety i na odwrót! Jest także w przygarnięciu bezdomnego kota, zagospodarowaniu kawałka opuszczonej ziemi, dawaniu  wsparcia innym...

              A samotność, czym tak naprawdę jest samotność? Zofia Nałkowska / 1884-1954/, jedna z naszych największych pisarek, powiedziała kiedyś:  „Człowiek nigdy nie jest samotny ponieważ jego myśli zawsze krążą naokoło innych ludzi...” A  dając   miłość naszemu Czarnemu Kotu zaczęłyśmy dostawać ją także od niego w jego przywiązaniu i ciągłym miłosnym patrzeniu nam w oczy po każdym smakołyku... Ale nie było to interesowne patrzenie – zwierzęta nie znają takich uczuć – on po prostu czuł się bezpieczny,  nie musiał już martwić się czy upoluje mysz, czy ktoś wystawi coś z obiadu, nawet jeśli jest to już dawno przeterminowane, a on to zje bo, głód jest silniejszy od wszystkiego...

                       A zatem zaczęła się dla nas kolejna  „nowa epoka”, którą zapoczątkował Czarny Kot... Ale czy nie zaczęła się ona w ogóle od mojego zakochania się w Bajkowie, do którego zaprowadziła mnie Kitka-Mitka ?  Ale  kot w domu to jeszcze inna opowieść.... – wiedzą o tym wszyscy tak zwani „kociarze”...

                     W związku z nim zaczęły się teraz nasze nie tylko codzienne, ale wręcz co chwilę, kontakty z panią Basią! Że też mieszkając tu już parę  lat nie wiedziałam, że obok mieszka aż tak sympatyczna i mądra osoba! Owszem był kontakt, ale bardzo dystansowy, ale jest to znak naszych czasów.... Mijamy się w windach, dobrze jeśli ktoś w ogóle mruknie „dzień dobry”, potem szybko się  z nich wychodzi i jeszcze szybciej zamyka się  za sobą drzwi mieszkania...Chyba, że ściany są tak cienkie i akustyczne, że słyszymy to czego nie chcielibyśmy nigdy słyszeć, a potem udajemy, że nic nie wiemy, a kulturalnie kłaniający się nam sąsiad zdaje nam się niemożliwym aby był tym kimś zza ściany...

                 Przebywałyśmy zatem teraz na przemian wręcz co chwila  w naszych  mieszkaniach, które połączył w jedno Czarny Kot. I kiedy pewnego razu siedziałyśmy przy herbacie, a on  wylegiwał się na kolanach to u jednej to u drugiej zadzwonił telefon. Był to telefon z Paryża, od córki pani Basi. Raz jeszcze potwierdzała zaproszenie  na święta Bożego Narodzenia do Paryża, tłumaczyła, że  oni nie mogą jednak  przyjechać, że sprawy zawodowe, a ponadto właśnie  zmieniają  mieszkanie  na większe, są już w trakcie przeprowadzki, na święta  więc będzie więcej                                               
miejsca, swobodnie można się zatrzymać...

              Wyraz twarzy pani Basi kiedy tylko odebrała telefon był pełen radości, że może córka  dzwoni, że to oni jednak przyjadą... Ale czym  dłużej  rozmowa  trwała już było wiadomo, że jednak nie.. Kończąc ją powiedziała, że jeszcze zastanowi się, nie wie czy da radę, lot samolotem to już dla niej nie takie proste, ale córka nie chciała nawet o tym słyszeć... -  „Przylatujesz, odbieramy cię z lotniska, niebawem wyślę ci bilety, dziewczynki już wariują z radości, że przylatuje babcia...” - mówiła tak głośno, że aż ja słyszałam...

        - Leć ! – powiedziałam kiedy odłożyła słuchawkę. Są dla ciebie kimś najbliższym, dasz radę, to tylko dwie godziny i już będziecie razem... Nie miej skrupułów jeśli chodzi o mnie. To nie pierwszy raz kiedy będę sama... Ale zaraz, zaraz, przecież tak naprawdę samotność nie istnieje, wystarczy, że myśli się o  innych, cieszy  ich szczęściem, a na kolanach do tego jeszcze siedzi ci Czarny Kot i mruczy  swoje kocie historie...

          Piłyśmy teraz herbatę w milczeniu.  Wiedziałam co rozgrywa się w duszy pani Basi. Trzy uczucia walczyły ze sobą – radość zobaczenia bliskich, niechęć podróży samolotem choć kiedyś nie był to dla niej nie tylko problem, ale nawet radość i duma, bo lecieć samolotem  w minionych czasach  to było coś!  i  trzecie uczucie -  przywiązania do mnie, Bajkowa, Czarnego Kota....Kiedy milczenie przedłużało się i  kolejne słowa  dopingujące do podróży i  niezamartwiania się o nas  byłby już  jak nadmiar cukru w herbacie zaproponowałam wyjście do Bajkowa. Nie ma to jak  w chwilach zwątpienia, niezdecydowania czy  napięcia wyjść z domu i pójść w miejsce,  które się szczególnie lubi i wiemy, że zawsze przyniesie nam ukojenie, a poprzez nie spojrzymy na sprawę z właściwej strony....     


Ewa Radomska / ciąg dalszy nastąpi.../


Można już kupić książkę „Ja z Bajkowa”

zamówić ją można u autorki, cena 28 zł, wysyłając e'maila: ewadu@onet.eu
Dostępna jest także jako e-book, cena 12,30 zł poprzez zamówienie w wydawnictwie czyli: Ja, z Bajkowa-/e-book/-księgarnia internetowa Białe Pióro.

więcej  http://www.kobieta50plus.pl/pl/weranda-literacka/ewa-radomska-i-bajkowo