Weranda literacka

Doktor Zofia. Bohaterska lekarka z Opatowa

Doktor Zofię Adamską zna tylko wąskie grono przyjaciół i rodzina. Siostrzenica Elżbieta Płódowska przechowuje z pietyzmem pamiątki po niej. Żyła krótko i intensywnie, choć czasy wojny i po wojnie wymagały od Doktor szczególnego hartu ducha i społecznego zaangażowania.
  

Zofia Dobrochna Adamska (na chrzcie otrzymała dwa imiona) urodziła się w Opatowie w 1910 roku w rodzinie Przybysława Adamskiego  i  Marii z d. Świerczewskiej. Ojciec był znanym społecznikiem, a w latach 1935-36 burmistrzem w naszym mieście.

Zofia ukończyła opatowskie Gimnazjum im. Bartosza Głowackiego egzaminem dojrzałości w 1930 roku. Atmosfera domu i szkoły była bardzo patriotyczna. Tak wychowywano młodzież  w Polsce w dwudziestoleciu międzywojennym, co w opatowskim gimnazjum dobitnie napisano w Sprawozdaniu Dyrekcji za rok  1929/1930:

„ Nadzwyczaj wielką wagę w wychowaniu młodzieży przywiązywano do rozbudzenia w niej ducha patriotycznego, z jednoczesnym tępieniem w niej naszej głównej wady narodowej: warcholstwa i ^^siebiepańskiego luzactwa, które gnębi nas od wieków i zżera wydajność naszych wysiłków ^^, jak mówi Pigoń. Starano się wszczepić w młodzież ducha karności i podporządkowania prawu oraz poszanowania porządku, uczono ją ofiarności na rzecz ogółu, na rzecz najdostojniejszej Pani, której imię – Polska.”

Wymagania intelektualne też były wysokie, nie każdy uczeń Gimnazjum był dopuszczany do egzaminu dojrzałości, czasem musiał się zadowolić świadectwem ukończenia szkoły.

Zofia wyjechała na studia do Poznania, gdzie zapisała się na wydział medyczny Uniwersytetu Poznańskiego. Z dyplomem lekarza powróciła do rodzinnego Opatowa w 1939 roku i podjęła pracę w miejskim szpitalu im. Św. Leona. Zapowiadało się wspaniale, ale wybuch II wojny światowej zburzył plany. Po wkroczeniu do Opatowa 7 września Niemcy zwozili tu polskich jeńców wojennych i umieszczali ich w prowizorycznie utworzonych obozach jenieckich w kolegiacie, w klasztorze, w bóźnicy, w szkole podstawowej na stadionie, w dwu szkołach niedaleko kolegiaty, w Zochcinie. Wśród jeńców było wielu rannych i chorych, więc utworzono szpital jeniecki w szkołach powszechnych w pobliżu kolegiaty. Jeńcami opiekowali się polscy lekarze, choć decydujący glos mieli Niemcy. Pozwolono też odwiedzać jeńców w obozach tzw. trójkom sanitarnym. Doktor Zofia Adamska brała aktywny udział w udzieleniu lekarskiej pomocy. Wspomina ją doktor Bohdan Gliński, dyrektor Szpitala św. Leona. Warunki były ciężkie, brakowało leków i materiałów opatrunkowych. Chorzy w prowizorycznym szpitalu jeniecki m leżeli na materacach lub na słomie. Żywność dostarczały opatowianki, które gotowały prowizorycznych kuchniach z produktów dostarczonych z okolicznych wsi i dworów. Wśród aktywnych kobiet były m.in. siostry Techmanówny, przedwojenne nauczycielki.

Jeńców wywożono z Opatowa do obozów jenieckich na terenie Rzeszy Niemieckiej do polowy grudnia 1939 roku, i w Opatowie przestały istnieć i obozy i szpital jeniecki. Ten okres trzech miesięcy był pierwszym i brutalnym zetknięciem się Zofii z okupacją niemiecką.

Drugi akt nadszedł wkrótce i był brutalniejszy. W nocy z 10/11 czerwcu 1940 roku w ramach akcji  przeciw polskiej inteligencji aresztowano w Opatowie inteligencję miasteczka – nauczycieli, prawników, urzędników, tu także los padł na doktor Zofię. Aresztowane kobiety – w tym także panie Techmanówny - najpierw przetrzymywano w areszcie w Opatowie, potem przewieziono je do więzienia w Sandomierzu. 21 sierpnia transport 126 kobiet z Sandomierza, Kielc, Tomaszowa Mazowieckiego, Piotrkowa Trybunalskiego i z Częstochowy przewieziono do obozu koncentracyjnego Ravensbruck na terenie Niemiec. 

Ravensbrueck był obozem koncentracyjnym założonym w 1939 roku specjalnie dla kobiet, 8o kilometrów na północ od Berlina, nad jeziorem Schwedt, ukrytym wśród lasów. Zwożono tu kobiety z całej Europy. Przez obóz ten przeszło ponad 130 tysięcy kobiet różnej narodowości. Najwięcej wśród nich było Polek około 40 tysięcy, z czego tylko 8 tysięcy przeżyło obóz.

Zofia nie zostawiła po sobie wspomnień, ale z relacji innej uczestniczki tego transportu można się dowiedzieć, jak wyglądał początek życia w zamkniętym świecie więźniarek na terenie Rzeszy.

Zofia Czajkowska z Sandomierza wspominała:

Do Ravensbryueck jechałam 4 dni i 4 noce w wagonach towarowych. Do Fuerstenbergu przybyliśmy 21.08. 1940 roku. Transport nasz liczył około 130 osób, były w nim same Polki. Na stacji był komendant obozu wraz z dozorczyniami i psami gończymi oraz konwój SS-manów z karabinami. Do Ravensbrueck’u ze stacji zostałyśmy przewiezione  samochodami ciężarowymi. Załadowano nas w szybkim tempie i wieczorem o godz. 18 przyjechałyśmy do obozu, ustawiłyśmy się piątkami przed gmachem łaźni i kolejno szłyśmy do kąpieli. Przed kąpielą zdałyśmy wszystkie rzeczy prywatne, kosztowności i pieniądze.” 

W Ravensbruck Zofia została pozbawiona nie tylko prywatnego ubrania i swych rzeczy, które były śladem po jej kulturze i poziomie życia. Dostała zgrzebny, o workowatym kształcie  pasiak i stała się więźniem pozbawionym swego imienia. Od tego dnia przez 5 lat była numerem 4361, który musiała przyszyć sobie do pasiaka obok czerwonego winkla (trójkąta) oznaczającego więźnia politycznego.

Musiała nauczyć się życia w świecie dotychczas nieznanym, brutalnym i usiłującym odhumanizować kobiety. Głód, zimno, stałe niedożywienie, przy ciężkiej fizycznej pracy doprowadzało kobiety wyrwane  ze swych domów i miejsc pracy, najczęściej inteligencji – nauczycielek, lekarek, urzędniczek, pielęgniarek do wycieńczenia, chorób i w następstwie do śmierci. Praca w warsztatach obozowych, przy budowie dróg, domów dla obsługi obozowej, przy wyrębie lasu, osuszaniu gruntów, pracach hydraulicznych, w polu i ogrodzie po 12 godzin dziennie, do tego poranne i wieczorne apele bez względu na pogodę, to odbierało siły i nadzieję. Rozłąka z rodziną, z ojczyzną, pozbawienie intymności w ogromnych barakach, brak udziału w obrzędach religijnych dla wielu było ciężkim przeżyciem .

Na całe szczęście nie była sama z Opatowa. Towarzyszkami niedoli w Ravensbrueck były panie Techmanówny, a także spotkał tu swą nauczycielkę z opatowskiego Gimnazjum Elżbietę Rydzewską-Kotarską, która egzaminowała Zofię na maturze. Została tu przywieziona z Płońska, gdzie pracowała przed samą wojną. 

Z listów z obozu, które zachowała rodzina Zofii, niewiele można wyczytać, bo obowiązywał cenzura. List musiał być pisany po niemiecku, w 15 linijkach, pozytywie opisujący stan obecny,  ale przebija z nich troska o najbliższych, tęsknota za nimi, za domem, za Opatowem.

Tęsknota to jest najgorsza choroba, na jaką człowiek może być skazany” – pisała w liście lutym 1944 roku.

W 1943 roku obóz rozrastał się, przybywało też chorych kobiet. Niemcy pozwolili więźniarkom wykształconym lekarkom na prace w szpitalu obozowym tzw. rewirze. To dodało nowej energii doktor Zofii – mogła być potrzebna, mogła wykonywać wyuczony zawód. 

Ale trzeba pamiętać, że lekarki –więźniarki  nie mogła wypełniać samodzielnie, lecz pod nadzorem niemieckiego lekarza czy pielęgniarki. Miały utrudniony dostęp do leków, nie dano im do dyspozycji niezbędnych narzędzi, ani nie przyznano odpowiednich narzędzi. Musiały po kryjomu pomagać, obchodzić obozowe zarządzenia.

We wspomnieniach więźniarek znaleźć można kilka o dr Zofii:

„ Dr Zofia Adamska – mała, drobna, o wspaniałym poczuciu humoru, która niezmordowanie niosła pomoc ciężko chorym i jak mogła ochraniała nasze koleżanki”.

Dr Zofia Adamska – ofiarna jako lekarz, odważna, niosła pomoc każdej potrzebującej więźniarce bez względu na narodowość. Kiedy na bloku 13 były u mnie Francuski – chorowały najczęściej na anginę i szkarlatynę – mogłam zawsze liczyć na jej pomoc, choć to nie było łatwe, bo miejsca w rewirze brakowało. Chorych otaczała życzliwą opieką, a to wtedy znaczyło wiele.”

Dr Zofia Adamska pracowała między innymi w bloku 10. Ratowała jak mogła koleżanki przed komorą gazową. Starała się wypisywać ich z bloku chorych, gdy tylko dowiedział się lub przeczuwała selekcję. Za jej pośrednictwem i z jej pomocą udało się Łucji Remiszewskiej po kilku dniach mego pobytu w bloku 10 wypisać mnie, mimo że miałam jeszcze wysoką temperaturę i słaniałam się ze słabości.”  (wyjaśnienie: Blok 10 nazywany był przez więźniów „cmentarzem”, ponieważ większość umieszczonych w nim kobiet albo umierała, albo podlegał selekcji do transportów przeznaczonych do zagłady.)

Często jedynym lekarstwem było dobre słowo, wsparcie moralne, psychiczne. Dr Joanna Penson w obozie jako młoda dziewczyna postanowiła, że jeżeli kiedykolwiek stamtąd wyjdzie, to zostanie lekarzem pod wpływem przykładu lekarek-więźniarek. Jak to określiła: „W obozie wszystkie lekarki, które były przecież więźniarkami, odegrały bardzo ważną rolę. Często samym słowem, swoim istnieniem.”

Najbardziej poruszającym świadectwem ofiarności dr Zofii jest list dziękczynny od Ireny Bany, który po wojnie przysłała do Opatowa:

Zosia najmilsza, Doktorze bardzo kochany i cenny! (…) Zaraz sobie mnie przypomnisz, jak Ci powiem, że to pisze ten „goldsztyk” tyfusowy, coś z narażeniem własnego życia, z taką ofiarnością swoich trudów ratowała, pamiętasz Paulina mnie hodowała, uciekłam Panu Bogu i Niemcom przed progiem wieczności dzięki Tobie.(…) Ty wiesz najlepiej, czym było wówczas ratowanie nas – słowo „dziękuję” i „wdzięczność” jest wyrazem zbyt łatwym i oprócz nastawienia psychicznego serca dla Ciebie niczym jest  w porównaniu z tamtym niebezpieczeństwem i Twoim poświęceniem.”(…)

W kwietniu 1944 roku zbliżał się koniec wojny. Niemcy palili dokumenty mogące ich skompromitować i przygotowywali obóz do ewakuacji.  Równocześnie hr. Folke Bernadotte, przedstawiciel Szwedzkiego Czerwonego Krzyża negocjował z Niemcami na temat uwolnienia więźniów z obozów koncentracyjnych. Z Ravensbrueck białymi samochodami  wywieziono kilkaset więźniarek, a potem kilak tysięcy pociągiem przez Danię do Szwecji. Pozostałe więźniarki ustawiono piątkami i popędzono pieszo na północny zachód.

Ostatni SS-mani po odcięciu dopływu wody i prądu opuścili obóz 29 kwietnia 1945 roku. Na miejscu pozostało około 2000 chorych kobiet, które nie mogły chodzić, mężczyźni i dzieci, a z nimi kilka opiekujących się nimi więźniarek: lekarek i pielęgniarek. 30 kwietnia pojawili się żołnierze 49. Armii Drugiego Frontu Białoruskiego. Władzę nad obozem objęła komendantura radziecka.

Dr Zofia Adamska pozostała dobrowolnie z chorymi. Można sobie wyobrazić jak trudne to było po 5 latach pobytu za drutami i w chwili, gdy przyszedł koniec gehenny. Lekarski zyskały zgodę niemieckiego doktora  na  zostanie z chorymi. Były to 3 Polki, Czeszka , Rosjanka i Francuska.

Wśród więźniarek panował niepokój, jaki ich spotka los. Brakowało wody i prądu.  Naczelną lekarką w rewirze została Rosjanka Antonina Nikiforowa. Rosjanie dostarczyli żywność, uruchomili elektryczność i wodociągi.  „Wlokły się szare dni w oczekiwaniu na transport do Polski.” – wspominała dr Janina Węgierska. Chorym starano się zapewnić opiekę i lepszą dietę z paczek Czerwonego Krzyża. Po więźniarki innych narodowości przyjeżdżały szybko ekipy, polskie więźniarki musiały na ten transport długo czekać.

W dokumentach z tego czasu zachowała się legitymacja służbowa dr Zofii wydana przed sowieckiego lekarza Sergieja Bułanowa. Zaświadczał, że Zofia Adamska jest lekarzem na oddziale zakaźnym w maju 1945 roku. Drugi dokument do przepustka w języku rosyjskim z końca czerwca 1945 roku wydana dla dr Zofii na powrót do Polski. 28 czerwca przyjechały z gorzowskiej jednostki wojskowej 2 samochody ciężarowe, które zabrały najciężej chore. Jako opiekunka pojechała z nimi dr Zofia 30 czerwca . Najciężej chore pozostawiono w szpitalu PCK w Gorzowie Wielkopolskim. Dalej ruszyły pociągiem.

Zachowało się zaświadczenie imienne z dworca kolejowego w Poznaniu, które wydawano na darmowy przejazd powracającym z obozów więźniarkom. Dokument nosi datę 7 lipca i określa trasę z Poznania do Ostrowca. 

Zanim dr Zosia udała się w stronę domu, jeszcze w Poznaniu szukała pomocy dla chorych pozostawionych jeszcze w Ravensbreuck, by znaleźć dla nich miejsca w szpitalach. W tej sprawie udała się między innymi do ówczesnego rektora Uniwersytetu Poznańskiego prof. Dr Dąbrowskiego, swego przedwojennego wykładowcę.

Kiedy w lipcu 1945 roku dojechała do Opatowa na pewno był szczęśliwa widząc rodzinę, znajomych, dom rodzinny i ukochany ogród. Sama pięcioletni pobyt w obozie okupiła zdrowiem. Wymagała rekonwalescencji, wypoczynku i leczenia.

Sytuacja w powiecie opatowskim była tragiczna, brakowało lekarzy, lekarstw, szerzyły się  choroby, wielu szukało pomocy z urazami w ciąż nierozminowanym terenie. Pierwszy powojenny starosta opatowski  Jan Kaczor zwrócił się z apelem, bo poszukiwał lekarza do nowego ośrodka zdrowia w Łagowie. Odpowiedziała na ten apel dr Zofia Adamska. Miała codziennie około 30 pacjentów, często wyjeżdżała w teren. Sama mieszkała w skromnym pokoiku. „Nie szczędziła sił ani zdrowia, bez przerwy , niemal dzień i noc , służyła pomocą potrzebującym.” – wspominał ją  J. Kaczor.

Zachował się inny dokument wystawiony przez dowódcę Wojska Polskiego w Łagowie 13 lipca 1947 roku: 

Jednostka Wojskowa 2248 c składa serdeczne podziękowanie Dr Adamskiej  Zofii za współpracę i pomoc oddana nam w okresie pobytu jednostki na rozminowaniu tych terenów, również jednostka wyrażana uznanie za jej pracę poświęcona Narodowi i jego sprawie”.

Przeżycia wojenne, obozowa trauma daje o sobie znać. Doktor Zofia  ciężko zaczyna chorować . Umiera w Opatowie 22 listopada 1949 roku i pochowana jest w rodzinnym grobie na opatowskim cmentarzu..

Bohaterska kobieta, ofiarna lekarka, niestrudzona w działaniu, nie licząca na odznaczenia i honory, swoim życiem zaświadczyła, co jest najważniejsze. Pokazała, że tych wartości nie może zniszczyć żaden system. 

Imiona, które dostała na chrzcie – Zofia Dobrochna – mądra i dobra, określają lapidarnie osobowość doktor Zofii.

 

Maria Borzęcka - polonistka, regionalistka, redaktorka i autorka artykułów do "Ziemi Opatowskiej", członek Stowarzyszenia Rodzina Ravensbrueck w Krakowie. 

 

 

Zdjęcie: zdjęcia dr Zofii Adamską z przedwojennego świadectwa maturalnego, z archiwum rodzinnego siostrzenicy dr  Z. Adamskiej - Elżbiety Płódowskiej.

Dołącz do dyskusji - napisz komentarz

Prosimy o zachowanie kultury wypowiedzi.
Obraźliwe komentarze są blokowane wraz z ich autorami.

  • łodzianka 01/12/2025, 10:57

    Ostatnio poznałam historię łodzianki,Natalii Zyzykiny, którą w 1943 roku niemieccy okupanci aresztowali i zesłali do obozu koncentracyjnego w Ravensbruck. Zyzykinie udało się przeżyć piekło obozu. Gdy wróciła do domu, miała 32 lata i ważyła zaledwie 28 kilogramów...