Weranda literacka

Lato, lato wszędzie...

Lato lato wszędzie zwariowało oszalało moje serce.... tak śpiewa Formacja Nieżywych
Schabuff

Kto z nas nie lubi lata, ciepłych wieczorów, gorącego słońca. Kto z nas nie przeżył
gorącej wakacyjnej miłości na koloniach, obozach, wczasach. Która nie chciałaby
usłyszeć: "A ty dziewczę zaraz wpadniesz w moje ręce." Lato sprzyja romansom,
flirtom ponieważ nasze odkryte ciała pokazują swoje piękno, powab, a noce takie są
upalne, i słowiki spać nie dają.

Moje tegoroczne wakacje nad morzem były dziwaczne, zupełnie inne niż dotychczas.
Złożyło się na to parę spraw.

  Jak zwykle pojechałam ze znaną mi firmą do Sarbinowa, do ośrodka, w którym
byłam parę lat temu. Zmieniło się tam niewiele, zainwestowano jedynie w rozbudowę
jadalni. Ta nowa część była nowoczesna, jasna, estetyczna, a stara, z wystrojem z lat
osiemdziesiątych. Zamieszkałam w ciasnym pokoju, który w reklamie był oznaczony
jako standard. Żałosny to był standard z dwoma łóżkami, szafą, stolikiem i dwoma
ciężkimi krzesłami, w dodatku z kurzem na meblach i podłodze. I w tym pokoju już
pierwszej nocy przeżyłam inwazję pluskiew, które pogryzły mnie dotkliwie.
Wymieniono wszystko na łóżku moim i współlokatorki. Pluskwy, a może to były pchły -
zniknęły. Gorzej było ze śladami po ugryzieniach, które długo jeszcze swędziały. Temu
swędzeniu próbowała zaradzić pani pielęgniarka o paznokciach szponiastych i
kolorowych, traktując mnie jak ubezwłasnowolnioną i ze słowami - to pani pomoże -
wbiła mi zastrzyk, którego nazwę na moją prośbę, podała mi dużo później. Jakby tego
było mało, parę dni później znalazłam w drugim daniu spory odprysk z fajansowego
talerza. Co do jedzenia, które było zawsze dobre, to niestety, tym razem było go
wprawdzie dużo i było efektownie podane, ale potrawy były niesmaczne. Wiele osób się
na to skarżyło.

Osobną historią jest moja współlokatorka, która była bardzo cierpiącym
schorowanym człowiekiem tkwiącym całe życie w toksycznym związku małżeńskim.
Właściwie nie powinna w takim stanie przyjeżdżać bez opiekunki. O jej życiu
dowiedziałam się od niej samej, bo nie wiem jak to jest, ale panie, z którymi dzielę pokój
uwielbiają opowiadać mi o sobie. Trwało to cztery dni i obfitowało w drastyczne
szczegóły porodów itp. Cierpienie mojej współlokatorki było fizyczne i psychiczne. Z
fizycznym radziła sobie, przy chodzeniu podpierając się kijkami, stosując leki, chodząc
na zabiegi. Z psychicznym bólem było gorzej, ale szczęśliwie w ośrodku zjawił się
psycholog z wykładem, którego treść pomogła mojej koleżance odkryć przyczynę bólu
egzystencjalnego. I w takim otoczeniu przyszło mi wypoczywać. Na szczęście zadbano o
rozrywkę dla nas i wystąpili dwaj polscy akordeoniści z Poznania i dali taki koncert, że
sufit ''fruwał'', a że mieli instrumenty najnowszej generacji, to objaśnili przy okazji
zasady ich działania i gry. Miał też występ pan naśladujący Krzysztofa Krawczyka. Robił
to dosyć udatnie szkoda tylko, że i wyglądem chciał się upodobnić, a to dało kiczowaty
efekt.

Tak naprawdę sytuację ratowało jak zwykle morze, plaża, piękna pogoda.
Mnóstwo dzieci budujących pałace z piasku, kąpiących się nie ułatwiało spacerów
brzegiem morza, ale zrekompensował mi to mały chłopczyk, który nagle podbiegł i
''przybił mi piątkę''. Bardzo mnie to rozczuliło.

Po powrocie miałam niewesołe myśli. Fizycznie czułam się świetnie, czemu dałam wyraz
myjąc lekko przybrudzone okna. Natomiast zastanawiałam się dlaczego firma, która
zawsze dbała o wysoki standard swoich usług, nagle tak zmarniała. Bo przecież brudu w
pokojach, niesmacznego jedzenia nie można tłumaczyć kryzysem, drożyzną. No, ale
wnioski z tych rozważań pozostawię sobie. Lato, lato wszędzie...

Ewa Semków

Warto przeczytać inny esej Autorki

Dołącz do dyskusji - napisz komentarz

Prosimy o zachowanie kultury wypowiedzi.
Obraźliwe komentarze są blokowane wraz z ich autorami.

Artykuł nie posiada jeszcze żadnych komentarzy.

Dodaj pierwszy komentarz i bądź motorem nowej dyskusji. Zachęcamy do tego.