Weranda literacka
Moje wspomnienia tamtych wspomnień
Z dzieciństwa pamiętam taki obrazek:ojciec siedzi na krześle i trzyma mnie na kolanach, czuję jego zarośnięty policzek
W pokoju jest ciepło i bezpiecznie. Ojciec opowiada. Z jego opowieści wyłania się jakaś ogromna góra, na której szczycie stoi klasztor. Ojciec mówi, że jest wojna, i że ten klasztor trzeba koniecznie zdobyć, że to jest bardzo ważne. Ojciec mówi, że musiał czołgać się coraz i wyżej, mimo że kule świstały koło uszu. Tak właśnie powiedział: że kule świstały koło uszu.
I nie bałeś się ?- pytam choć w dziecinnej wyobraźni ta góra nie jest większa od górki w parku, z której zjeżdżało się na sankach, a klasztor to ten mały kościółek co stoi u nas w mieście przy drodze.
I nie bałeś się ?- pytam choć w dziecinnej wyobraźni ta góra nie jest większa od górki w parku, z której zjeżdżało się na sankach, a klasztor to ten mały kościółek co stoi u nas w mieście przy drodze.
„Oczywiście, że się bałem” – mówi ojciec, a ja choć ta góra w wyobraźni niewielka i w pokoju bezpiecznie, przytulam się do niego ze strachu. I zdobyliście? - pytam. „Zdobyliśmy- mówi dumnie. „Tylko my, Polacy zdobyliśmy. Mam takie dwa spalone krzyżyki od różańca, które znalazłem w gruzach, kiedy byliśmy na szczycie. I parę kamyków. I jeszcze mam chusteczkę z Betlejem i kamyki z pustyni w Iraku. I fajkę mojego przyjaciela, który umarł tam na tyfus. Wiesz, ugotowałem mu rosół z żółwia i kiedy przyszedłem do namiotu z tym rosołem, on już nie żył. Musisz mi uszyć taki woreczek, w którym będę trzymał te pamiątki, dobrze? Dobrze - odpowiadam, ale powiedz jeszcze coś, miałeś jakąś przygodę? Zamyśla się na chwilę i nagle się śmieje. „Oczywiście, że miałem. Stałem raz na warcie w nocy przed namiotem i nagle słyszę jakiś szmer. Krzyczę - stój, kto idzie?! Cisza. Za chwilę znowu słyszę ten szmer, więc tym razem krzyczę -stój, bo strzelam”! Ponieważ szmer nie ustaje, odbezpieczam karabin i nagle... z zarośli wychodzi mały osiołek Oczywiście małego osiołka jest mi sobie o wiele łatwiej wyobrazić niż gorejącą górę i uspakajam się trochę.
Pamiętam też puszkę skondensowanego mleka, którą ojciec przywiózł z Anglii i która stała u nas w domu chyba 10 lat. Im dłużej stała tym bardziej nikt nie miał odwagi jej otworzyć. Była ciągle jeszcze świeżym dowodem tamtych wojennych dni, o których trudno było zapomnieć. Z tą puszką wedle ojca i ja przyjechałam. Zawsze mówił, że przywiózł mnie w walizce z Anglii. I zawsze obiecywał, że popłyniemy tam kiedyś razem. Wierzyłam. Teraz kiedy ojca już nie ma, myślę, że odpłynął do Anglii i czeka tam na mnie. I na pewno tak jest.
Po latach mogłam skonfrontować moje dziecinne wyobrażenia. Wzgórze Monte Cassino wznosi się na wysokości 517 m n.p.m.. Kiedy stoi się na szczycie, ma się w uszach dziwny szum. To ciśnienie. Klasztor prezentuje się wspaniale. Jest wielki, biały, zadbany, otoczony na wiosnę bujną, soczystą zielenią. Bitwa o ten klasztor była jedną z największych ofiar a jednocześnie największym męstwem jakie mógł zaofiarować ojczyźnie żołnierz polski. Ta bitwa połączyła wszystkich jej uczestników jakąś szczególną więzią. Oni wszyscy, jak pisał Wańkowicz, kimkolwiek potem życiu byli, na zawsze pozostali tymi spod Monte Cassino.
Z jednym z nich rozmawiałam dość niedawno. To pan Marian Kuźniewicz, pułkownik w stanie spoczynku, zawodowy wojskowy, uczestnik kliku powstań, drugiej wojny światowej, odznaczony licznymi medalami za odwagę i poświęcenie.
Pamiętam też puszkę skondensowanego mleka, którą ojciec przywiózł z Anglii i która stała u nas w domu chyba 10 lat. Im dłużej stała tym bardziej nikt nie miał odwagi jej otworzyć. Była ciągle jeszcze świeżym dowodem tamtych wojennych dni, o których trudno było zapomnieć. Z tą puszką wedle ojca i ja przyjechałam. Zawsze mówił, że przywiózł mnie w walizce z Anglii. I zawsze obiecywał, że popłyniemy tam kiedyś razem. Wierzyłam. Teraz kiedy ojca już nie ma, myślę, że odpłynął do Anglii i czeka tam na mnie. I na pewno tak jest.
Po latach mogłam skonfrontować moje dziecinne wyobrażenia. Wzgórze Monte Cassino wznosi się na wysokości 517 m n.p.m.. Kiedy stoi się na szczycie, ma się w uszach dziwny szum. To ciśnienie. Klasztor prezentuje się wspaniale. Jest wielki, biały, zadbany, otoczony na wiosnę bujną, soczystą zielenią. Bitwa o ten klasztor była jedną z największych ofiar a jednocześnie największym męstwem jakie mógł zaofiarować ojczyźnie żołnierz polski. Ta bitwa połączyła wszystkich jej uczestników jakąś szczególną więzią. Oni wszyscy, jak pisał Wańkowicz, kimkolwiek potem życiu byli, na zawsze pozostali tymi spod Monte Cassino.
Z jednym z nich rozmawiałam dość niedawno. To pan Marian Kuźniewicz, pułkownik w stanie spoczynku, zawodowy wojskowy, uczestnik kliku powstań, drugiej wojny światowej, odznaczony licznymi medalami za odwagę i poświęcenie.
Po wojnie osiadły we Wrocławiu na Oporowie. Jego losy wojenne były równie pogmatwane i obfite w wydarzenia, jak wielu żołnierzy 2 Korpusu Polskiego.
W czasie bitwy o Monte Cassino pułkownik Kuźniewicz był dowódcą jednego z półbatalionów, który przyczynił się do zdobycia wzgórza San Angelo, bardzo ważnego strategicznego punktu w tej bitwie. Nazwisko jego zostało uwiecznione w książce Melchiora Wańkowicza o Monte Cassino. Ten półbatalion pułkownika, po latach to może nawet zabrzmieć zabawnie, składał się z kucharzy, kierowców, pocztowych, intendentów, kierowników kantyn, a więc tzw. tyłów. Kiedy bowiem po pierwszym nieudanym natarciu 12 maja zginęło wielu żołnierzy i prawie wszyscy dowódcy kompanii i plutonów, dowództwo zdecydowało się na włączenie do walki również ludzi z tyłów. I to oni właśnie zdobyli wzgórze San Angelo otwierając tym samym drogę na klasztor....
Ponowne natarcie na Monte Cassino wyznaczono w nocy z 16 na 17 maja. Ruszyły więc ciężkie trzytonowe wozy na linię frontu. Sunęły uparcie naprzód, mimo ciemności i zatarasowanych dróg. Gdy dotarły na miejsce ciemności przeszły w oślepiający blask. Góra ofiarna bowiem już płonęła. Kapitan Kuźniewicz /taki wówczas miał stopień/ zameldował swoją gotowość do akcji u pułkownika Rudnickiego...
18 maja o godzinie 10.20 polska flaga załopotała na ruinach klasztoru. Groźne, niezwyciężone bunkry niemieckie były teraz dostępne każdemu. Ciała walczących leżały tak jak je zaskoczyła walka. Spalone nagie kikuty drzew, trupy ludzi i mułów, unoszący się nad całością fetor i smród spalenizny – taki był obraz wzgórza po bitwie, które stało się stosem ofiarnym, na którym prześcigały się życie i śmierć, klęska i zwycięstwo.
Kiedy tak rozmawialiśmy z panem pułkownikiem w pewnym momencie powiedział: „Ale tak naprawdę, to ja chciałbym już o tym zapomnieć. Poza tym niech pani zapamięta: „Na wojnie nie ma bohaterów. Jest tylko ogromny strach.”
Jednak o przeszłości nie sposób zapomnieć. Jest ona bowiem matką teraźniejszości. A przypominać o niej to oddawać hołd tym, którzy składali nam w darze swoje życie.
Artykuł "Moje wspomnienia tamtych wspomnień" autorka napisała 40 ... lat temu i ukazał się we wrocławskiej prasie czyli Tygodniku społeczno-politycznym "Wiadomości" – nr 34/1221 z dnia 21.08.1980 r. W tamtym czasie też przeprowadziła wywiad z pułkownikiem Marianem Kuźniewiczem. "Moje wspomnienia tamtych wspomnień" przypominamy z uwagi na kolejną 77 rocznicę bitwy o Monte Cassino.
Ewa Radomska, zdjęcia z archiwum rodzinnego autorki
Warto przeczytać:
https://www.kobieta50plus.pl/pl/weranda-literacka/wywiad-ewa-radomska
https://www.kobieta50plus.pl/pl/weranda-literacka/generalowa-irena-renata-andersowa
Dołącz do dyskusji - napisz komentarz
Zdzisława 07/07/2021, 10:26
Wzruszająca historia...
Ewa Semków 19/05/2021, 16:45
Ostatnimi czasy pojawiło się wiele opinii relatywizujących a nawet podważających sens walki Polaków.
Tym bardziej cieszy każde wspomnienie opisujące tych co walczyli, ich determinację i bohaterstwo.
To nasza historia i nasza chluba. Dziękuję Ewo.
Isabel 18/05/2021, 18:07
Dziękuję za tak piękne wspomnienia, dzisiaj mają one wielką wartość. Czas przemija... a ludzie odchodzą, trzeba zatrzymać te opowieści bohaterów minionego czasu.
Cytuję Ewo Twoje słowa , w nich jest zawarte wszystko...
"Jednak o przeszłości nie sposób zapomnieć. Jest ona bowiem matką teraźniejszości".
Jadwiga Śmigiera 18/05/2021, 12:35
Dodam, że parę lat temu byłam w Klasztorze na Monta Cassino a potem na tym cmentarzu u jego stóp. I przeczytałam ten piękny napis....
Jadwiga Śmigiera 18/05/2021, 12:17
Wzruszające wspomnienia Ewo. Takich opowieści z usta Najbliższych , którzy bohatersko waliczyli nigdy się nie zapomina. Najlepszy dowód że Ty nadal pamiętasz.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej...
I bardzo Ci dziękuję za ten tekst,